O tym, że wiceprezes BCC, a jednocześnie dyrektor Instytutu Interwencji Gospodarczych w tej instytucji nawiązał współpracę z MON, dowiedzieliśmy się od osób związanych ze zbrojeniówką. Informację tę potwierdził nam jeden z dyrektorów w resorcie: "Pan Protas zajmuje się PR-em, odpowiada za wizerunek ministra, wchodzi w skład zespołu medialnego. Pracuje w resorcie od miesiąca, może od półtora". Od kiedy dokładnie? MON zapytany przez nas w piątek o datę rozpoczęcia współpracy nie zdążył przygotować odpowiedzi.

Reklama

>>>Klich i Czuma już zaciskają pasa

Specjalistów od wizerunku nie dziwi fakt, że Bogdan Klich sięga po "obronę PR-owską". "Jest drugim po Cezarym Grabarczyku ministrem wobec którego jest coraz więcej zastrzeżeń. To zrozumiałe, że w tej sytuacji szuka wsparcia zewnętrznego, którego nie są w stanie mu dać pracownicy resortu. Korzysta z pomocy tych, którzy, jak sądzi, przekonają klub PO i media, że jest dobrym ministrem" - mówi Eryk Mistewicz.

>>>Aferzysta pożyczał ministrowi obrony

Jego zdaniem ta współpraca może jednak być "samobójem" Klicha: "Pan Protas nie jest prawdziwym PR-owcem, reprezentuje BCC, organizację lobbingową. Dochodzi do bardzo niebezpiecznego styku polityki z biznesem. Zwłaszcza w czasie kryzysu komunikacją powinni zająć się pracownicy resortu. Tam jest od tego cała armia ludzi" - podkreśla ekspert.

Protas zastąpił byłego PR-owca Klicha, Antoniego Mielniczuka. Ten były szef radiowych "Sygnałów Dnia" odszedł z resortu z końcem marca. Doradzał ministrowi od października 2008 r. Zanim związał się z Klichem, blisko dziesięć lat pracował w Polskiej Telefonii Cyfrowej, gdzie budował markę Era i Heyah. Kierował też polskim biurem agencji PR "Pleon". Obecnie chwali się własną firmą, która zajmuje się m.in. "układaniem współpracy" ze środowiskami opiniotwórczymi.

"W MON zajmowałem się doradztwem medialnym, komunikacyjnym. Było mnóstwo spraw, począwszy od zagadnień związanych z profesjonalizacją..." - opowiada Mielniczuk. Jest dumny, że w badaniach, w których Polacy oceniają pracę ministrów Klich "przez cały ten czas stał na miejscu medalowym".

Reklama

Dlaczego odszedł? "Miałem umowę na pół roku i tyle czasu mogłem poświęcić. Nie ze względu na kryzys odchodzę, ja kryzysami zajmuje od lat. Praca (w MON) wymaga jednak ogromnego poświęcenia. Nie można jej na dłuższą metę wykonywać dobrze na zasadzie człowieka z zewnątrz, a ja na bycie wewnątrz nie mogłem sobie pozwolić" - mówi.

Nasz rozmówca związany ze zbrojeniówką twierdzi jednak, że Mielniczuk żalił się na warunki pracy w MON: "Miał dość nerwowej atmosfery, gaszenia medialnych pożarów, ratowania sytuacji od 8 do 22, pracy bez wizji i planu".