Do tej pory obowiązywał zupełnie inny wzór podziału środków przez Narodowy Fundusz Zdrowia: liczba osób uprawnionych do świadczeń była w nim mnożona przez średni dochód na jednego mieszkańca. Tym samym bogatsze województwa dostawały więcej pieniędzy niż te biedniejsze. Teraz będzie inaczej.

Reklama

"Jest to realizacja 68 artykułu konstytucji, który mówi o tym, że każdy ma prawo do równego dostępu do opieki zdrowotnej" - tłumaczy odpowiedzialny za ustawę wiceminister zdrowia Jakub Szulc i dodaje: "Na leczenie pacjenta chorego na grypę w woj. podkarpackim było mniej pieniędzy niż na chorego na tę samą chorobę w mazowieckim. Ponieważ koszt tego leczenia tu i tu jest ten sam, to w podkarpackim mogliśmy obsłużyć znacznie mniej pacjentów. Stąd kolejki i brak dostępu do lekarzy. Ale to się zmieni.

W te zapewnienia nie wszyscy jednak wierzą. "Dotychczasowy system był fatalny, ale to, co proponuje Platforma, też jest do niczego. Pamiętajmy, że w dużych ośrodkach, takich jak Warszawa, Kraków czy Śląsk, leczy się znacznie więcej osób niż tylko te, które tam mieszkają" - przekonuje Bartosz Arłukowicz z SLD.



Podobnego zdania jest szef komisji Bolesław Piecha z PiS. "Uważam, że mrożenie finansowania medycyny w tych ośrodkach, które są znane nie tylko w Polsce, ale i na świecie, może odbić się niekorzystnie na całości polskiej medycyny. To nie jest tak, że wszędzie musimy leczyć raka tarczycy. Ten nowotwór leczy się w jednym ośrodku w kraju, bo rocznie choruje 200 osób i tworzenie takich ośrodków wszędzie jest nieporozumieniem" - mówi Pecha. A jego zdaniem właśnie tak skończy się w praktyce to, co proponuje Platforma.

Reklama

Minister Szulc odpiera te zarzuty: "To nie będzie tak, że ktoś straci. Niektórzy po prostu nie zyskają. Po za tym nowelizacja ustawy zapewnia rezerwę migracyjną zarządzaną przez prezesa funduszu. A to oznacza, że jeżeli pacjent z Rzeszowa będzie się leczył w Warszawie, to podkarpacki NFZ zapłaci mazowieckiemu za jego leczenie."

To też jednak nie podoba się opozycji. "PO zapowiadała decentralizację, a teraz okazuje się, że proponują rozwiązania, które ten system centralizują. To prezes jednoosobowo będzie decydował o tym, gdzie pójdą pieniądze. Przecież to jest powrót do budżetowego systemu opieki zdrowotnej, sprzecznego z deklaracjami Platformy. Gdy my proponowaliśmy taki system, oni nas wyśmiewali" - dziwi się Piecha.

Reklama

Platforma się jednak broni: "Może ten system nie jest idealny, ale najlepszy, jaki w tej chwili mogliśmy zaproponować. Najważniejsze, że wyrównuje te nierówności, który były między województwami" - mówi wiceszefowa komisji Beata Małecka Libera z PO.

Opozycja jednak nie odpuszcza. "Więcej w tym propagandy niż realnych pieniędzy. Tak zwane biedne województwa dostaną tylko około 20 mln więcej niż do tej pory, a to przy kilkumiliardowych budżetach tych oddziałów NFZ i tak niewiele zmieni" - ripostuje poseł Arłukowicz.