Podejrzewam, że tradycyjna agresywna retoryka Jarosława Kaczyńskiego jeszcze się nasili się, gdy przejdzie on do opozycji. I im bardziej agresywny będzie Jarosław Kaczyński, tym mniejsze szanse na reelekcję będzie miał Lech Kaczyński. Bo Polacy każde działanie Jarosława zawsze będą odbierać jako wspólne stanowisko obu braci. Prezydent jest traktowany przez większość Polaków jako osoba, która powinna łączyć, a nie dzielić.

Reklama

A osoba, która ma wprowadzać stabilizację i być zwornikiem łączącym przeciwieństwa, z pewnością nie może włączać się do bieżącej walki politycznej. Ale nawet gdyby prezydent cały czas milczał i nie włączał się do rozgrywek z rządem, to i tak straci w sondażach, jeśli jego brat bliźniak wejdzie na ścieżkę polityki konfrontacyjnej, uprawianej z punktu widzenia opozycji.

Rola Jarosława i Lecha Kaczyńskiego jest teraz zupełnie inna niż do tej pory, by nie powiedzieć - wręcz przeciwstawna. Skończył się okres pokojowej współpracy premiera i prezydenta. Jeśli Jarosław chce być silnym liderem opozycji, musi być jeszcze bardziej wyrazisty. I tu rysuje się naturalna sprzeczność interesów politycznych braci. Jarosław Kaczyński nie może nagle stać się łagodny, bo zostanie to odebrane - zwłaszcza w kontraście z jego retoryką z czasu, gdy był szefem rządu - jako oznaka słabości. A w konsekwencji może nawet nasilić kontrowersje i kłótnie wewnątrz jego macierzystej partii.

Natomiast w interesie Lecha Kaczyńskiego leży koncyliacyjność, wprowadzanie poczucia stabilizacji oraz obliczalności instytucji państwa. I do tej pory taki podział ról obu rządzących - na łagodnego prezydenta i aktywnego premiera - doskonale się sprawdzał. Tymczasem teraz nie będzie już taki łatwy. A z kolei rozłączenie się braci czy np. zdecydowane odcięcie się prezydenta od działalności i polityki prowadzonej przez brata Jarosława nie będą łatwe, a właściwie wręcz niemożliwe, choćby z powodu łączącego Kaczyńskich bardzo bliskiego związku biologicznego.

Reklama

Może też być realizowany podobny scenariusz jak podczas ostatniej kampanii wyborczej: najpierw Lech Kaczyński stanowczo zarzekał się, że nie będzie brał udziału w kampanii, a później jednak to zrobił. Prędzej czy później jednak wystąpi sprzeczność interesów politycznych obu braci. I mam wrażenie, że z tej sprzeczności Jarosław Kaczyński nie zdaje sobie sprawy. Nie zgadzam się z opiniami wielu publicystów, którzy twierdzą, że zanim były premier cokolwiek zrobi, najpierw starannie obmyśla strategię, a jeżeli coś robi, to tylko po to, by osiągnąć wcześniej zamierzony cel.

Ja uważam, że Jarosław Kaczyński pada ofiarą własnych emocji. I nie do końca ma kontrolę nie tylko nad tym, co mówi, ale również nad tym, co robi. Myślę po prostu, że jak na polityka Jarosław Kaczyński jest zbyt emocjonalny. To może się podobać niektórym ludziom, ale z pewnością nie spodoba się tym, którzy mogliby stanowić elektorat partii masowej, jaką chce przecież być Prawo i Sprawiedliwość.

Taka retoryka będzie więc skuteczna dla utrzymania żelaznego elektoratu PiS, ale zarazem będzie stanowić bardzo poważne zagrożenie dla popularności urzędującego prezydenta. Można więc powiedzieć, że bracia Kaczyńscy są w patowej sytuacji, ponieważ zajmują pozycje obarczone sprzecznymi interesami politycznymi. Nie można przecież równocześnie być w opozycji i rządzić krajem.