Prezydent Kaczyński podjął co prawda męską decyzję o wycofaniu polskich wojsk do końca 2006 r., ale czego się nie robi dla przyjaciół. Choć na razie decyzja głowy państwa obowiązuje, sztab generalny zachowuje sojuszniczą czujność i analizuje warianty przedłużenia misji na 2007 rok. Dla równowagi obcina planowaną liczebność naszych oddziałów w Afganistanie.

Okazuje się, że Polska nie przejmie w połowie 2007 roku dowodzenia misją NATO w Afganistanie. Ktoś poszedł po rozum do głowy i postanowił połączyć - osobne dotychczas - operacje: natowską i amerykańską. Żołnierze z różnych krajów trafią więc pod rozkazy wspólnego dowództwa.

Dzięki temu do Afganistanu Polska będzie mogła wysłać 100-200 żołnierzy, a nie jak wcześniej zakładano - kilkuset. To ważne, bo misja afgańska jest dwa razy droższa niż iracka. Wysyłając wojsko do Afganistanu, musimy pokryć wszystkie koszty. W Iraku Amerykanie płacą m.in. za transport i wyżywienie.

Nasi generałowie są zadowoleni. Stanowiska w nowym dowództwie misji w Afganistanie zajmą oficerowie z różnych państw, proporcjonalnie do liczby wysłanych żołnierzy. Polska w dowództwie afgańskiej misji będzie odpowiadać za logistykę, łączność i rozpoznanie. "Nasz oficer miałby też objąć stanowisko zastępcy głównodowodzącego, którym najprawdopodobniej zostanie Amerykanin" - wyjaśnia "Rzeczpospolitej" wiceminister obrony narodowej generał Stanisław Koziej.