Najwięcej głupich pomysłów powstało za czasów urzędowania Marka Pola. To właśnie on wymyślił słynne winiety, czyli opłaty dla kierowców za to, że w ogóle wyjeżdżają na polskie drogi. Wszystkie - niezależnie od tego, jak bardzo dziurawe i niebezpieczne. A stawki były wysokie - począwszy od 160 zł dla samochodu osobowego, aż po winietę za 1900 zł dla autobusów i ciężarówek. Na szczęście pomysł umarł śmiercią naturalną. Winiety nie spodobały się Komisji Europejskiej.
Sensację wywołał - wymyślony zresztą także przez Pola - system rejestracji samochodów "Pojazd". Wszystko było przygotowane fatalnie. Ludzie, którzy chcieli zarejestrować auto w jeden dzień, musieli ustawiać się w kolejkach przed urzędami. Tak długo to wszystko trwało! Poza tym minister Pol wymienił dowody rejestracyjne na takie, w których zabrakło miejsca na numer silnika. Specjaliści od zabezpieczeń złapali się za głowę. Bo takie dokumenty bardzo łatwo podrobić.
Szczytem głupoty był pomysł, żeby modelarze przechodzili kursy pilotażu. Bo jeśli nie będą mieli specjalnej licencji, to nie będą mogli sobie kupić modeli do sklejania. Przecież takie latające miniaturki mogą komuś zrobić krzywdę...
Ale Polowi nie można było chwilami odmówić dobrej woli. Bo minister wpadł na pomysł tanich kredytów dla polskich rodzin. Pomysł dobry, ale wykonanie fatalne. Stertę dokumentów, które były potrzebne do starania się o pożyczkę, udało się zebrać zaledwie... 58 osobom.
Gdy zmienił się szef resortu, wydawało się, że być może będzie lepiej. Ale Krzysztof Opawski, następca Marka Pola, nie chciał być gorszy od poprzednika. Wymyślił, że każdy kierowca będzie musiał kupić specjalne urządzenie, które mierzy liczbę przejechanych kilometrów. Dodajmy - zapłacić za nie z własnej kieszeni. Potem, zależnie od tego, co pokaże licznik, miał być naliczany podatek.
Inny "mądry" pomysł to pobieranie opłat za przejazd przez most czy tunel. Ministerstwo wymyśliło, że ustawi szlabany, które podniosą się dopiero, kiedy kierowca zapłaci. Wszyscy, którzy dużo jeżdżą po największych miastach, już wyobrażali sobie potężne korki.
Inny komunikacyjny projekt autorstwa Ministerstwa Infrastruktury to dodatkowa opłata dla starających się o prawo jazdy. Mowa o kursie pod hasłem, jak wyjść z poślizgu. Dwie godziny jazdy u boku rajdowca trzeba by odbębnić już po egzaminie na prawo jazdy. A to "uświadomienie młodemu kierowcy zagrożeń związanych z nadmierną prędkością", to wydatek 140 złotych.
Na końcu listy znajduje się pomysł, żeby z listonoszy zrobić kontrolerów. W ministerstwie zrodziła się myśl, żeby doręczyciele, kiedy wręczą już wszystkie listy i paczki, sprawdzali, czy delikwent płaci abonament radiowo-telewizyjny. Ale - co ciekawe - klienci wcale nie musieliby wpuszczać listonoszy do mieszkania. Zatem na kontrolę musiałby się zgodzić kontrolowany.
Lista jest długa. Ale obejmuje tylko te pomysły, które wyszły poza ministerstwo. Aż strach pomyśleć, ile takich projektów powstaje w zaciszu gabinetów i nigdy nie opuszcza murów budynku.