"W żadnym miejscu nie kłamałam" - zapewniła Krawczyk, która dwa tygodnie temu oskarżyła posła Łyżwińskiego i szefa Samoobrony Andrzeja Leppera o seksualne wykorzystywanie. Stwierdziła, że nie miała też zamiaru kłamać, że Stanisław Łyżwiński jest ojcem jej dziecka. "Po prostu żyłam w takim przekonaniu" - powiedziała kobieta.
"Cieszy mnie fakt, że kobiety, które znalazły się w takiej samej sytuacji, zaczęły mówić. To potwierdza, że trud związany z tą sprawą nie był bezsensowny" - uznała Krawczyk. I powiedziała wprost: "Zrobiłabym to znowu". Zwróciła się też do Leppera, który dzisiaj zapowiedział, że jeszcze w styczniu ukaże się jego książka o seksaferze pt. "Zamach stanu". Zaapelowała, by szef Samoobrony, zamiast płakać nad losem swojej obrażanej w szkole 18-letniej córki, zastanowił się, co przeżywają jej dzieci.
Zeznania Anety Krawczyk wywołały przed dwoma tygodniami polityczną burzę. Seksaferą żyła cała Polska. A rząd zadrżał w podstawach. Premier Jarosław Kaczyński mówił, że jeśli potwierdzą się doniesienia o seksualnym wykorzystywaniu kobiet przez polityków Samoobrony, a zwłaszcza przez Leppera, to go wyrzuci z rządu. Afera przycichła po tym, jak prokuratura potwierdziła badania DNA, że Łyżwiński nie jest ojcem najmłodszej córki Anety Krawczyk.