Elżbieta Rafalska bagatelizuje całe zdarzenie. "Rano wyjeżdżałam o czwartej z Warszawy. Nie zdążyłam zjeść obiadu. Byłam zmarznięta i głodna. Jak zadzwonił do mnie kolega z rządu, Marek Surmacz, powiedziałam, że jestem głodna i że przydałaby mi się kołderka" - opowiada o zdarzeniu. "Pan Surmacz chciał mi pomóc i tyle" - kwituje wysłanie do niej policjantów z hamburgerami.

Reklama

Jak mówi, pasażer, który jechał razem z nią w przedziale, podzielił się z nią kanapkami. "Jak ktoś na mnie popatrzy - a jestem osobą niezwykle szczupłą, która potrafi długo znosić brak jedzenia - to nie było problemu. Ja mogłam jeszcze przez dwa dni nie jeść" - przyznaje. I jeszcze dodaje, że nie lubi hamburgerów.

Mimo to skorzystała z propozycji Surmacza, by podczas postoju pociągu we Wrocławiu policjanci dostarczyli jej hamburgery. Nie widzi w tym nic złego. "Można to oceniać negatywnie, ale był to koleżeński odruch" - broni kolegi z rządu.