Tadeusz Jacewicz, znany z telewizyjnego programu "7 dni Świat", oraz Lech Jaworowicz, były rajdowiec i znajomy polityków lewicy, mieli w maju 2003 roku namawiać biznesmena Aleksandra Gudzowatego, by zapłacił Leszkowi Millerowi juniorowi, synowi urzędującego premiera, gigantyczną łapówkę - od 1 do 3 mln dolarów. Tadeusz Jacewicz, który w czwartek w charakterze podejrzanego składał obszerne wyjaśnienia w prokuraturze, nie przyznaje się do winy. Żeby zostać na wolności, ma wpłacić 400 tys. zł poręczenia.

Wkrótce zarzuty usłyszy także Jaworowicz. Do tej pory nie usłyszał, bo nie ma go w Polsce. "Mój klient jest w kontakcie z prokuraturą" - zapewnia mecenas Karol Jełowicki. Nieoficjalnie śledczy potwierdzają tę informację.

Sprawa, w którą są zamieszani Jacewicz oraz Jaworowicz, była korupcyjną rozgrywką na szczytach władzy i biznesu przed ponad trzema laty, gdy premierem był Leszek Miller. Ujawniliśmy ją szczegółowo w DZIENNIKU z 11, a potem z 12 września.

W maju 2003 r. Aleksander Gudzowaty został zaproszony na obiad do domu Jaworowicza. W spotkaniu, oprócz gospodarza, brali udział Tadeusz Jacewicz oraz Jan Bisztyga, emerytowany oficer wywiadu i były już wówczas doradca Leszka Millera. W tym gronie Jacewicz oraz Jaworowicz, również znajomi premiera, mieli namawiać Gudzowatego, by dał Leszkowi juniorowi łapówkę. Miały paść zapewnienia, że jeśli biznesmen zapłaci, to znikną jego problemy z rządem i będzie mógł wziąć udział w budowie gazociągu Bernau-Szczecin. Według Gudzowatego, Jaworowicz zapewniał, że jest upoważniony do rozmowy i może pośredniczyć w przekazaniu pieniędzy. Gdy padła odpowiedź odmowna, były rajdowiec miał nazwać biznesmena frajerem.

Gudzowaty oraz Bisztyga podczas niedawnej konfrontacji w prokuraturze przedstawili spójną wersję wydarzeń, co pozwala obciążyć pozostałych uczestników rozmowy z maja 2003 roku.

Dla prokuratorów nie jest natomiast jasne, czy akcja w domu Jaworowicza była rzeczywistą próbą wyciągnięcia łapówki dla Millerów, czy też prowokacją, mającą w przyszłości posłużyć do obalenia premiera pod zarzutem rzekomej korupcji. Obaj Millerowie, senior i junior, kategorycznie zapewniają, że nie posyłali Jaworowicza ani redaktora Jacewicza z tajną misją do Gudzowatego. "To absurd. Ja i ojciec świetnie znaliśmy Gudzowatego. Do załatwienia czegoś takiego nie potrzebowalibyśmy pośredników" - przekonuje Miller junior.

Tak czy inaczej sprawa może ściągnąć kłopoty na głowę byłego premiera. Gudzowaty zeznaje bowiem, że jeszcze wiosną 2003 roku powiadomił Millera o korupcyjnej propozycji, którą dostał od jego znajomych. I Miller nic z tą sprawą nie zrobił, podobnie jak z aferą Rywina, o której wiedział od samego początku. Były szef rządu zapewnia, że nie miał informacji o tym, co zrobili Jacewicz i Jaworowicz.

Sprawa korupcyjnej propozycji to część dużego postępowania związanego z szykanami i groźbami pod adresem Gudzowatego. W śledztwie było przesłuchiwanych wiele osób z pierwszych stron gazet, między innymi Marek Ungier - były minister prezydenta Kwaśniewskiego, Adam Michnik - redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", generał Marek Dukaczewski - były szef WSI i generał Gromosław Czempiński - były szef Urzędu Ochrony Państwa.

"Mogę jedynie powiedzieć, że sprawa jest rozwojowa i znacznie większe grono osób będzie objęte zarzutami" - zapowiada Marzena Kowalska, szefowa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.