"Mam czyste sumienie" - broni się Miodek. Jego zdaniem, informacje ujawnione na antenie Polskiego Radia Wrocław, to bzdury. Polonista współpracował w czasach PRL z policją polityczną - twierdzi Grzegorz Braun, który ujawnił te informacje. "Nie mówiłbym o tym, gdyby ta informacja nie wydawała się istotna i gdybym się nie obawiał, że ta osoba publiczna będzie znowu mówić w wywiadach o tym, jakie to moralne skrupuły wywołuje lustracja" - mówi Braun.

Reklama

Profesor Miodek przyznaje, że w latach 70. wyjeżdżał za granicę, jednak nie ma sobie nic do zarzucenia. W rozmowie z Polskim Radiem ujawnił, że przed wyjazdem na stypendium do Niemiec był wzywany przez milicję, a po powrocie złożył sprawozdanie z dwuletniego pobytu i - jak mówi - "jak idiota" podpisał je. Ale podkreślił, że nie brał od SB żadnych pieniędzy i nie wie, co napisali o nim esbecy.

Miodek mówił, że takiego ataku się spodziewał, a to dlatego, że jest przeciwnikiem lustracji. "Zaczyna się moje piekło" - podsumował. I dodał, że trudno mu będzie udowodnić swoją niewinność.

O tym, że nazwisko Miodka jest na liście tajnych współpracowników SB, nie chcą wyrokować historycy z IPN. Ich zdaniem, we Wrocławiu nie widziano teczki profesora. Doktor Łukasz Kamiński z Instytut Pamięci Narodowej powiedział Polskiemu Radiu Wrocław, że w znanych mu materiałach nie ma niczego na temat profesora Miodka. Wątpi też, by dane na ten temat znalazły się w archiwach IPN. Szef wrocławskiego oddziału instytutu prof. Włodzimierz Suleja uważa, że dokumenty mogą się znajdować w zbiorze zastrzeżonym w Warszawie.

Reklama

Jan Miodek jest polonistą, jednym z najpopularniejszych w kraju językoznawców. Profesor stoi na czele Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, jest też członkiem Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk i Rady Języka Polskiego. Ma na swoim koncie wiele prac naukowych i książek o poprawności językowej. Od 20 lat prowadzi w telewizji publicznej program "Ojczyzna polszczyzna".