Jarosław Kaczyński wrócił do pomysłu obejścia Trybunału Konstytucyjnego, nieprzychylnego - jego zdaniem - lustracji. Chce, by lustrację zapisać w konstytucji. Ale do tego trzeba zdobyć przychylność przynajmniej dwóch trzecich posłów.
Żeby to osiągnąć, PiS jest gotów zgodzić się na najdalej idący pomysł otwarcia archiwów IPN - odtajnienie także danych "wrażliwych", czyli informacji dotyczących stanu zdrowia czy życia prywatnego osób, o których mowa w dokumentach.
"Zdecydowaliśmy się na coś, na co wcześniej nie chcieliśmy się zdecydować ze względu na przyzwoitość, ale skoro tylko takie rozwiązanie ma poparcie i mamy do czynienia z niezwykle radykalną postawą Trybunału Konstytucyjnego, to trzeba tą drogą pójść" - przekonywał premier. Choć - jego zdaniem - to nic dobrego. Bo nawet agenci mają prawo "do pewnej sfery prywatności".
Szef rządu chce, by nie było żadnych ograniczeń w dostępie do archiwów IPN. Ma też świadomość, że takie rozwiązanie to raczej mniejsze zło niż wersja najlepsza z możliwych. "Lustracja nie dokona się sama, sam fakt otwarcia będzie prowadził do lustracji bardzo wybiórczej, prowadzonej wyłącznie przez media. Zwykły obywatel nie pofatyguje się do IPN po to, żeby szukać tam informacji" - wyliczał premier.