7.19 rano to dla pielęgniarek moment symboliczny - o tej godzinie tydzień temu policja zmusiła je do odblokowania ulicy przed siedzibą premiera i przeniesienia protestu na chodnik. I właśnie tę chwilę wybrała Halina Peplińska ze szpitala uniwersyteckiego w Bydgoszczy na rozpoczęcie swojego protestu. Weszła do specjalnie przygotowanego przed kancelarią premiera namiotu z napisem "głodówka". Pozostałe pielęgniarki dołączają do niej co trzy godziny.
"Nic nam nie jest. Nie przerywajcie. Nie zmieniajcie miejsca negocjacji. My tu czekamy na premiera" - taka informacja dotarła do protestujących pod Kancelarią Premiera pielęgniarek od ich koleżanek, które od kilku dni okupują Kancelarię - podał RMF. One zaczęły głodować już wczoraj. "Trzy pielęgniarki bezprawnie okupujące kancelarię premiera odmówiły w poniedziałek zjedzenia kolacji. Kobiety ostatni posiłek zjadły trzy godziny wcześniej" - potwierdził rozpoczęcie głodówki rzecznik rządu Jan Dziedziczak. Na głodówkę nie może sobie pozwolić Dorota Gardias, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Nie pozwala jej na to zdrowie - tłumaczyła Krystyna Ciemniak z OZZPiP.
Premier w Polskim Radiu bagatelizował protest. "Niezjedzenie kolacji to jeszcze nie głodówka" - mówił. Jego zdaniem będzie o niej można mówić po dwóch, trzech dniach. Szef rządu powiedział jednak, że nie można dopuścić do zagrożenia życia protestujących sióstr i w efekcie głodówka może doprowadzić do szybszego zakończenia pata w kancelarii.
Jarosław Kaczyński ze zdziwieniem przyjął twierdzenia niektórych prawników, którzy uważają, że w Polsce obywatele mają prawo do okupowania budynków publicznych. O ocenach między innymi profesorów Andrzeja Rzeplińskiego i Zbigniewa Hołdy premier powiedział, że są motywowane wyłącznie politycznie i kompromitują wygłaszające je osoby jako prawników i jako obywateli. "Ci panowie łgają" - podkreślił Kaczyński.
Pielęgniarki odpowiadają protestem głodowym na zapowiedzi premiera, który ogłosił, że do prokuratury trafi zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez cztery okupujące kancelarię siostry. Od tygodnia nie chcą wyjść z budynku. Tłumaczą, że przyszły spotkać się z premierem i nie wyjdą, dopóki szef rządu z nimi nie porozmawia. Z nimi lub chociaż ze wskazanymi przez nie mediatorami.
Jarosław Kaczyński odpowiada jednak, że żadnych rozmów nie będzie. Chyba że siostry wyjdą z budynku. Z wybranymi przez nie negocjatorami nie chce rozmawiać, bo - jak mówi - są to "osoby prywatne". Pat więc trwa, a szans na rozwiązanie problemu nie widać.