Instytut kierowany przez Lenę Kolarską-Bobińską należy do najbardziej prestiżowych polskich niezależnych instytutów badawczych. Europarlament, którego członkowie od blisko 30 lat są wybierani w wyborach powszechnych, to jedyna unijna instytucja, która dzięki demokratycznemu mandatowi może skutecznie forsować pogłębienie europejskiej integracji. Deputowani organizują się we frakcjach obejmujących całą Wspólnotę - nie wedle pochodzenia narodowego, ale zgodnie z podziałami ideologicznymi.
Pierwszym i jak dotąd jedynym krajem, który nie zdołał dopasować się do tego modelu, okazała się Polska. Tak przynajmniej wskazuje drobiazgowa analiza działalności 54 polskich eurodeputowanych w ostatnich trzech latach, którą dziś ma przedstawić Instytut Spraw Publicznych.
Nigdzie nie widać tego lepiej niż po wynikach głosowań. Tu polscy posłowie systematycznie kierują się poleceniami macierzystych partii w kraju, a nie tym, co sądzą ich zagraniczni koledzy z tej samej frakcji parlamentarnej w Strasburgu. Różnice są spektakularne, gdy idzie o sprawy obyczajowe i symbole historyczne. "Polscy posłowie rzucili totalne wyzwanie liberalnemu konsensusowi, który dotąd panował w krajach Piętnastki" - piszą autorzy raportu. Niespodziewanie na posiedzeniach europarlamentu z ich inicjatywy tematami debat stały się aborcja, eutanazja, prawa homoseksualistów. Mimo sprzeciwu większości pozostałych posłów Polacy zmusili europarlament do podjęcia debaty nad rezolucją zrównującą horror zbrodni komunistycznych i hitlerowskich. Nikt bardziej nie wyspecjalizował się w prowokowaniu zgromadzenia w Strasburgu niż Maciej Giertych, który nie wahał się wychwalać dyktatury generała Franco w dniu, gdy parlament miał oddać hołd ofiarom wojny domowej w Hiszpanii.
Jednak, jak wskazuje raport ISP, polscy deputowani głosują inaczej niż ich koledzy z tej samej frakcji także w sprawach gospodarczych, instytucjonalnych, zagranicznych i niemal wszystkich innych, jakimi zajmuje się strasburskie zgromadzenie. Platforma Obywatelska, w przeciwieństwie do ugrupowań z innych krajów należących do frakcji chadeckiej, zwykle opiera się dalszej integracji Wspólnoty. Posłowie polskiej lewicy popierają z kolei liberalne rozwiązania ekonomiczne, ku oburzeniu innych partii z lewej strony izby. Polscy deputowani systematycznie walczą o przyjęcie do Unii Europejskiej Ukrainy, choć niemal wszyscy pozostali deputowani to wykluczają.
Regulamin parlamentu przyznaje deputowanym cztery tygodnie w roku na kontakty z wyborcami w kraju. Jednak autorzy raportu ustalili, że polscy posłowie "uciekają" ze Strasburga tak często, jak mogą. Wielu z nich jest w Polsce każdego tygodnia. Tu, jak sami przyznają, z przywódcami własnej partii o sprawach europejskich rozmawiają sporadycznie, a ich wpływ na stosunek ugrupowań do integracji jest minimalny. Eurodeputowani celują natomiast w rozwijaniu kariery politycznej w Polsce, czego najdobitniejszymi przykładami są Adam Bielan i Michał Kamiński, autorzy zwycięskiej kampanii wyborczej PiS sprzed dwóch lat.
Wyjazdy do kraju to niejedyny przykład dość luźnej interpretacji przez naszych posłów regulaminu parlamentu. Choć zabrania on zrzeszania się deputowanych z jednego kraju, Polacy jako jedyni poszli właśnie w tym kierunku. Zawiązali klub polski, który służy do koordynacji stanowiska wszystkich naszych posłów. Nazwa tego gremium, nawiązująca do podobnego klubu istniejącego w zaborze austriackim, sugeruje wręcz przeciwstawienie interesów Polski i zjednoczonej Europy.
Mimo tej współpracy polscy deputowani zapisali się aż do sześciu frakcji - takie rozdrobnienie w historii Unii zdarzało się niezwykle rzadko. Cena jest wysoka: gdyby np. posłowie PiS przystąpili razem z kolegami z PO do frakcji chadeckiej, to Polska miałaby po Niemczech najwięcej przedstawicieli w jednym z dwóch największych grup w europarlamencie. Mogłaby dzięki temu skuteczniej wpływać na prace parlamentu.
Czy wybrani za dwa lata polscy eurodeputowani kolejnej kadencji staną się bardziej "europejscy", koncentrując się przede wszystkim na rozwoju integracji Wspólnoty? W 2004 roku do Strasburga Polacy posłali wyjątkowo wielu przedstawicieli partii ostrożnych wobec integracji, np. PiS, czy otwarcie jej wrogiej jak LPR i Samoobrona, bo uznali, że główną rolą eurodeputowanego jest "obrona polskich interesów" w Unii. Ta wizja się od tej pory nie zmieniła.