Doniesieniem detektywa, podejrzanego o współpracę z mafią paliwową, zajęli się już prokuratorzy. Rutkowski oskarżył Bielana i Kamińskiego, że wyłudzali delegacje na przejazd do Brukseli i Strasburga własnymi autami. W rzeczywistości mieli jechać jednym samochodem, a to oznaczało dla nich zarobek około tysiąca euro (niecałe cztery tysiące złotych) na osobę na jednym kursie - wyliczał Rutkowski.

Skąd detektyw miałby to wiedzieć? Rutkowski przypomina, że w latach 2003-2004 był, tak jak posłowie PiS, polskim obserwatorem w Parlamencie Europejskim.

"To kompletna bzdura" - odpowiada Adam Bielan. I zaraz przypomina, że Rutkowski już wiele razy rzucał bezpodstawne oskarżenia. A prokuratura podkreśla, że na razie jest za wcześnie, by komukolwiek stawiać zarzuty.

Ale śledztwo, prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach, znajduje się pod specjalnym nadzorem Zbigniewa Ziobry. A to dlatego, że minister sprawiedliwości uważa Bielana i Kamińskiego za swoich głównych politycznych konkurentów w PiS - pisze "Newsweek". O wszystkim prawdopodobnie wie już premier Jarosław Kaczyński.

Ryczałty za przejazdy na sesje Parlamentu Europejskiego były źródłem potężnych nadużyć jeszcze zanim Polska wstąpiła do UE - pisze "Newsweek". I wylicza szacunki, według których część europosłów dorabiała sobie w ten sposób od 20 do 40 tys. euro rocznie. Dwa lata temu ryczałty zlikwidowano, wprowadzając rozliczenia na podstawie faktur.

Rutkowski w rozmowie z tygodnikiem przyznaje, że zbiorowe przejazdy samochodem na sesje europarlamentu były powszechną praktyką wielu polskich posłów, nie tylko Bielana i Kamińskiego.