Premier Jarosław Kaczyński zdecydował wczoraj o wyrzuceniu z rządu wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Wkrótce potem władze Samoobrony podjęły decyzję o wyjściu z koalicji.

Takiego rozwoju wydarzeń nikt się wczoraj nie spodziewał. Wczesnym popołudniem członkowie ścisłego kierownictwa PiS dostają sygnał: "Nadzwyczajna sytuacja polityczna". Okazało się, że premier zwołuje na godzinę 19. komitet polityczny PiS.

Dziennikarze, do których dotarła ta informacja, byli przekonani, że liderzy PiS chcą porozmawiać o ujawnionych przez "Wprost" taśmach Rydzyka. Tymczasem, niespełna 40 minut później gruchnęła niespodziewana wiadomość, że premier wyrzucił z rządu Andrzeja Leppera.

"Nie mogę wykluczyć, że Andrzej Lepper uczestniczył w działaniach przestępczych. Sprawa dotyczy wielomilionowych łapówek" - tłumaczył wieczorem w TVP, a potem na konferencji prasowej swoją decyzję premier. I nie ukrywał, jakie będzie ona miała dalsze konsekwencje: "Jeżeli rząd nie mógłby działać, miałby tylko trwać, to wyjściem są przedterminowe wybory" - mówił premier. I zaznaczał: "Nie boimy się. Uważamy, że mamy szansę na kolejny sukces wyborczy".

Jego decyzja spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Premier, jak się dowiedzieliśmy, już od tygodnia wspominał co prawda między wierszami najbliższym współpracownikom, że w sprawie Leppera dzieje się coś niedobrego. Bardzo gorąco zrobiło się w piątek, kiedy poszła wieść, że Centralne Biuro Antykorupcyjne wkroczyło do ministerstwa rolnictwa i zabezpiecza dokumenty.

Nikt nie zdawał sobie jednak sprawy, na ile jest to poważne. "Premier już kilkakrotnie przygotowywał nas na naradach, że możliwy jest w każdej chwili scenariusz przyspieszonych wyborów, więc trochę się uodporniliśmy" - mówi jeden z polityków PiS. Liderzy PiS zamawiali u socjologów ekspertyzy o skutkach wyborów dla PiS, partia ma też na jesień zarezerwowane miejsca na bilbordach. Posłowie PiS jak i opozycji opowiadali, że przyspieszane są śledztwa w sprawie koalicjantów. "Jakby nagle ktoś wydał specjalną dyrektywę" - odpowiada jeden z nich.

Po tym jak władze Samoobrony podjęły decyzję o wyjściu z koalicji, przyspieszone wybory wydają się coraz bardziej prawdopodobne. I to już na jesieni. 30 września i 7 października - to, jak się dowiedział DZIENNIK, ich najbardziej prawdopodobne terminy, które rozważa Kaczyński.

Reklama

Liderzy PiS zamierzają jednak wypróbować jeszcze inny scenariusz: przeciągnąć na swoją stronę większość posłów Samoobrony. Podczas spotkania komitetu politycznego PiS żartowano nawet podobno, że znów trzeba będzie wysłać Adama Lipińskiego do Renaty Beger. Sam premier wczoraj na pytanie, co dalej odparł: "Zobaczymy najpierw, jak zachowa się Samoobrona, czy będzie chciała podzielić los swojego przewodniczącego".

Do pozostania posłów Samoobrony w koalicji ma namawiać eurodeputowany Ryszard Czarnecki. "Jestem przekonany, że gdyby w klubie było tajne głosowanie większość posłów opowiedziałaby się za pozostaniem w koalicji" - mówi DZIENNIKOWI Czarnecki. Jego misję autoryzuje PiS. "Apel do posłów Samoobrony jest oczywisty, on wisi w powietrzu. Muszą wybrać czy zostać z oskarżanym o malwersacje Lepperem czy zasilić prawą i sprawiedliwą partię" - mówi DZIENNIKOWI jeden z polityków PiS.