Oficjalnie wszyscy udawali, że na razie nic się nie stało. Pierwsza Dama nie odniosła się do treści wypowiedzi o. Rydzyka, bo - jak miała powiedzieć - "nie ma czego komentować". Z kolei prezydent Lech Kaczyński realizował wcześniej przyjęty kalendarz swoich prac: odbył jednodniową wizytę roboczą na Ukrainie, gdzie omawiał wspólne projekty polsko-ukraińskie związane z organizacją Euro 2012. "Czuje się bezradność i nadzieję, że jednak to nieprawda" - mówią nieoficjalnie pracownicy Kancelarii Prezydenta.

Reklama

Maciej Łopiński w niedzielę oświadczył, że słowa szefa toruńskiej rozgłośni są oburzające, lecz w poniedziałek czekał z dalszym komentarzem do czasu ustalenia autentyczności ujawnionych nagrań ojca dyrektora. "Opublikowanie fragmentów nie najlepszej jakości nie pozwala mi w tej chwili odnieść się do treści nagrania" - asekurował się rzecznik prezydenta. Elżbieta Jakubiak, szefowa gabinetu Lecha Kaczyńskiego, w rozmowie z nami także nie chciała komentować słów ojca dyrektora.

Mimo to w Kancelarii Prezydenta gorączkowo przygotowywano wczoraj strategię postępowania. Wieczorem, po powrocie z Ukrainy, prezydent naradzał się ze swoimi współpracownikami. Część doradców namawiała Lecha Kaczyńskiego, by w ogóle nie zabierał głosu w tej sprawie.

"W Kancelarii Prezydenta o. Rydzyk budził szacunek, podziw i pewność, że nie można zadzierać z taką siłą" - opowiada DZIENNIKOWI jeden z byłych pracowników kancelarii. "Wśród otoczenia prezydenta panuje poczucie, że połowa społeczeństwa słucha Radia Maryja i stąd na przykład brak reakcji na obrazę żony Lecha Kaczyńskiego, w przeciwieństwie do szybkiego skarcenia Jacka Kurskiego za wypowiedź pod adresem Jolanty Szczypińskiej" - mówi informator DZIENNIKA.

Rozmówca DZIENNIKA dodaje, że był świadkiem sceny, kiedy stacja Rydzyka połączyła się telefonicznie z kancelarią. "Zapytali grzecznie, czy za 30 minut możliwa będzie rozmowa o. Rydzyka z prezydentem. Usłyszeli, że odpowiedź dostaną za chwilę. Ludzie, którzy rozmawiali, od razu pobiegli do prezydenta z nowiną. Rydzyk często nie dzwoni, ale jeżeli już, to cała kancelaria stoi na baczność" - opowiada. "Prezydent powtarzał nam: taka jest Polska, ale wy, warszawscy inteligenci, tego nie rozumiecie, i dlatego nie pozwalał sobie na krytyczne wypowiedzi o radiu o. Rydzyka" - dodaje rozmówca DZIENNIKA.

Pod "ochroną" była też TV Trwam: gdy prezydent leci gdzieś z wizytą, a ekipa Trwam nie dostanie akredytacji i miejsc w jego samolocie, Rydzyk natychmiast dzwoni ze skargą i miejsca nagle się znajdują. "Czasem kosztem innych dziennikarzy" - opowiada informator DZIENNIKA.

Przypomina jeszcze jedną scenę, przy której był obecny: dzwoni telefon, że jest prośba o wywiad. Prezydent nie lubi udzielać wywiadów, w pierwszym odruchu odpowiada "nie". "Ale kto prosi?" - upewnia się na wszelki wypadek. "Nasz Dziennik" - słyszy w odpowiedzi. Cisza. "Hm... No nie, im nie mogę odmówić" - decyduje prezydent.