To właśnie chcą powiedzieć premierowi Donaldowi Tuskowi sygnatariusze listu z prośbą o spotkanie. "Chciałabym, żeby rząd wystąpił o powołanie międzynarodowej komisji śledczej i zwrócił się do Rosji o umożliwienie jej pracy" - mówiła Kurtyka na antenie TVN. Jej zdaniem, przesłanką do podejrzeń co do wypadku w Smoleńsku jest m.in. to że Rosja chciała rozdzielić wizyty premiera i prezydenta - a także przebieg dotychczasowego śledztwa. "Podejrzewam, że to nie był zwykły wypadek" - podkreśliła.
Jej obiekcje budzi też sam przebieg dochodzenia, np. przesyłanie dokumentacji medycznej do Polski. "Dokumentacja taka jest bardzo ważnym dowodem w śledztwie. Zatrzymywanie protokół sekcji w Rosji budzi podejrzenia" - mówiła Kurtyka. Według niej, nic nie przemawia za tym, by dokumenty - albo przynajmniej ich kopie - nie miały szybko zostać przekazane stronie polskiej. A tak "dostajemy to, co Rosjanie zechcą nam dać". "Nikt z nas nie widział do tej pory badań genetycznych. Jest prawdopodobieństwo, że wiele z tych sekcji nie zostało w ogóle wykonane" - dodała. Jej zdaniem Polska spełnia w tym dochodzeniu rolę obserwatora czy też petenta, a nie uczestnika.
Oburzenie wdowy po dyrektorze IPN budzi też sposób prowadzenia śledztwa i informowania o jego przebiegu rodzin ofiar. "Są konferencje dla dziennikarzy, nie ma konferencji dla rodzin. Nikt nie odpowiada na listy, jakie wysyłamy do prokuratury" - mówiła w rozmowie z Konradem Piaseckim. "To żenujące, że w taki sposób musimy się zwracać o informacje."
W podobny sposób wypowiedziała się ona również o emocjach, jakie towarzyszą dyskusji o katastrofie prezydenckiego samolotu. Jej zdaniem rodziny są "wciągane w polityczne układy, w coś, co nazywa się polsko-rosyjskim pojednaniem". "Emocje narastają i odpowiadają za to zarówno rząd, jaki opozycja. Można by je wyciszyć, gdybyśmy mieli informacje o tym, co się dzieje" - stwierdziła Zuzanna Kurtyka.