Tusk mówił o tym w piątek podczas konferencji prasowej w Brukseli.

"Jeszcze dzisiaj rozmawiałem z moimi partnerami spoza Polski i muszę państwu powiedzieć, że mam jeszcze większe przekonanie, niż kilka dni temu, że my w Polsce często przesadnie dramatyzujemy, jeśli chodzi o ocenę emocji politycznych i stanu kultury politycznej w Polsce na tle innych krajów europejskich, także jeśli mierzymy ją ilością tragicznych zdarzeń, zamachów, przemocy, ale też kulturą bycia w parlamencie" - podkreślił premier.

Reklama

W jego ocenie, "szczególnie zabójstwo w Łodzi spowodowało pewną histerię, która jest nieadekwatna do rzeczywistości".

Tusk odnosząc się do siebie i swojego "największego konkurenta" podkreślił, że "standardy, jeśli chodzi o poziom agresji i emocji w Polsce, są standardami bardzo umiarkowanymi". Jak ocenił, jeśli chodzi o temperaturę sporu politycznego i agresji debaty, jesteśmy "zdecydowanie poniżej średniej europejskiej".

Reklama

"Bardzo przeżywamy tę Łódź, to się zdarzyło po raz pierwszy. Poza generałem (Wojciechem) Jaruzelskim i tym uderzeniem cegłą (...) w czasie promocji książki, to były dwa wydarzenia" - zauważył Tusk. Podkreślił, że w tym względzie "jesteśmy na szarym końcu w Europie". "I Bogu dzięki" - dodał.

"W Polsce nie ma żadnego koszmaru (...). Co mógłby powiedzieć Herman Van Rompuy (przewodniczący Rady Europejskiej) po tym, co usłyszał w Parlamencie Europejskim na swój temat?" - pytał Tusk.

Podczas pierwszego wystąpienia Van Rompuya przed PE lider brytyjskich eurosceptyków Nigel Farage ocenił, że ma on "charyzmę mokrego mopa i wygląd urzędniczyny z banku".

Reklama



W ocenie szefa rządu w tych dwóch zdaniach powiedziano więcej obelżywych tekstów na temat przewodniczącego UE, niż prezes PiS Jarosław Kaczyński wypowiada na temat Tuska przez miesiąc. "Moim zdaniem ludzie to też czują, że to wcale nie jest tak, że ścierają się jakieś dwa potwory w jakiejś krwawej wojnie w Polsce, bo tak nie jest" - powiedział.

Tusk odniósł się też do piątkowego sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej"; wynika z niego, że na PO chciałoby głosować 50 proc. badanych; na PiS - 35 proc.; na SLD - 8 proc, a na PSL - 3 proc.

"Mogę mieć satysfakcję, że po tych też dramatycznych wydarzeniach, po takich wahaniach emocji i niełatwej sytuacji ogólnej, jednak to zaufanie nie jest, delikatnie mówiąc, najgorsze" - zaznaczył.

"Niezły rząd na trudne czasy, może lepiej byłoby dla Polski, gdyby czasy były bajecznie łatwe i wtedy marny rząd by sobie być może poradził, ale trafiliśmy tak jak trafiliśmy i będziemy starali się robić wszystko jak najlepiej" - mówił premier.