W ten sposób Migalski komentuje wyniki środowego wieczornego posiedzenia klubu Prawa i Sprawiedliwości, podczas którego dyskutowano nad rezolucją adresowaną do grupy polityków, którzy opuścili partię. „Uchwały nie ma. Jak wyraził się szef klubu PiS: byłaby ona nieskuteczna. To prawda, szansa na powrót któregoś z członków była minimalna” – podkreśla należący do niedawna do tej partii europoseł.
Najciekawsze są jednak przecieki z przebiegu obrad. Zgodnie z nimi prezes był początkowo za przyjęciem tej uchwały, ale po dyskusji odstąpił od forsowania tego stanowiska – „dlatego, że większość mówców była mu przeciwna” – zaznacza Migalski. „To się naprawdę wcześniej nie zdarzało, albo zdarzało się rzadko. Prezes musiał ustąpić pod presją klubu, który niechętny był przyjęciu uchwały w istocie obrażającej członków klubu PJN”.
Migalski jest wdzięczny członkom klubu. „Za to, że swój rozum mają i nie chcą przyjmować uchwał nieskutecznych i zawierającym insynuacje pod adresem niedawnych kolegów” – pisze. – „Po drugie, to jednak jakiś objaw wewnętrznej destrukcji klubu PiS. Dawno już nie było takiej sytuacji, by klub postawił się Jarosławowi Kaczyńskiemu” – dodaje.
W końcu, według Migalskiego, może to oznaczać, że wkrótce – zamiast powrotu buntowników do PiS – może się rozpocząć „exodus w drugą stronę”.
„Wczoraj stało się coś ważnego – uchwała zaproponowana przez prezesa PiS została odrzucona, podziału na moralnych i niemoralnych, na godnych i niegodnych posłowie PiS nie przyjęli, wszechwładza Jarosława Kaczyńskiego w PiS została podważona. I najlepsze, że ten cały zamęt wywołuje inicjatywa, która podobno ma tylko 1 proc. poparcia społecznego i jest zupełnie, ale to zupełnie nieistotna. Ale skąd zatem ten strach i popłoch wokół prezesa?” – pyta retorycznie Migalski.