"Moim obowiązkiem zgodnie z ustawą jest dbanie o porządek w pasie drogi. W związku z tym od 10 miesięcy bez przerwy codziennie rano między godziną 3 a 5 są zbierane znicze, ponieważ wiele osób do mnie pisze, że im się nie podoba bałagan" - Ludwik Dorn przypomniał na blogu te słowa Hanny Gronkiewicz-Waltz z porannej audycji w radiu TOK FM.

Reklama

"Natychmiast przypomniałem sobie rozprawę przed kolegium do spraw wykroczeń, a był to rok 1978 albo 1979. Przed rocznicą któregoś ze świat narodowych ( albo to była rocznica 3 maja albo 11 listopada) ówczesna opozycja rozrzucała i rozdawała przed kościołami ulotki wzywające do niezależnej, antykomunistycznej manifestacji patriotycznej" - pisze poseł.

Ludwik Dorn brał udział w tej akcji. "A także - o ile sobie przypominam - obecny Prezydent, Bronisław Komorowski" - dodaje poseł.

"Przed świętami narodowymi opozycjonistom bezpieka przydzielała <ogony>. Ja swojego tajniaka nie zgubiłem i, kiedy przed św. Janem rozdawałem ulotki, mój ubol wezwał patrol milicyjny, który mnie capnął. Wylądowałem na <dołku> i po 24 godzinach trafiłem przed oblicze kolegium ds. wykroczeń. Sądzony byłem nie za wzywanie do manifestacji patriotycznej, ale za… zaśmiecanie ulicy" - pisze Dorn.

Według posła milicjanci zeznali przed sądem, że o fakcie zaśmiecania powiadomił ich "oburzony obywatel".

"Następnie zeznawał oburzony obywatel, czyli mój ubol. Stwierdził, że przypadkiem przechodził obok katedry i zauważył wandala, który zaśmieca (czyli mnie), a ponieważ nie znosi bałaganu, to wezwał milicje, by bałaganieniu położyła kres" - czytamy na blogu Ludwika Dorna.

Co to ma wspólnego z Hanną Gronkiewicz-Waltz?

"Tym wszystkim, którzy niemądrze będą twierdzić, ze przyrównuję p. Gronkiewicz-Waltz do owego tajniaka, a czasy obecne do <komuny>, mówię moje gromkie, stanowcze <nie!>. Nie przyrównuję. Po prostu Historia zachichotała do mnie ustami korpulentnej i figlarnej prezydent Warszawy. No to ja Historii odchichotałem" - napisał Ludwik Dorn.