Senat ma przyjąć ustawę w ciągu zaledwie kilku godzin. To pierwszy punkt posiedzenia, które zaczyna się jutro. Zaraz po debacie ma być głosowana. PO chce ją przepchnąć bez poprawek – taka jest rekomendacja senackiej komisji budżetu i finansów publicznych. Jeśli pojawiłyby się poprawki, musiałaby ona wrócić do Sejmu. Jeśli w Senacie nie będzie zmian, dokument wyląduje od razu na biurku prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Ponieważ w Sejmie koalicja wprowadziła 1 maja jako datę wejścia w życie tej ustawy, to od podpisu prezydenta zależy, ile czasu faktycznie upłynie do tego momentu. Z punktu widzenia rządu najlepiej, aby prezydent podpisał ustawę zaraz po otrzymaniu jej z Senatu, czyli w środę. Wtedy zostanie wysłana do publikacji w Dzienniku Ustaw, a od momentu publikacji zaczyna biec termin vacatio legis. Prezes Rządowego Centrum Legislacji Maciej Berek mówi nam, że potrzebuje najwyżej doby, by opublikować ustawę w Dzienniku Ustaw. Oznacza to, że udałoby się wtedy dotrzymać miesięcznego okresu oczekiwania na to, aż stanie się obowiązującym prawem. Publikacja odbyłaby się bowiem w czwartek.
Konstytucja daje jednak prezydentowi 21 dni na decyzję w sprawie ustawy. Wykorzystanie w całości tego czasu oznaczałoby, że vacatio legis byłoby krótsze niż zwyczajowe 14 dni. A gdy rząd pracował nad ustawą, RCL zgłosiło uwagę, że nawet termin dwutygodniowy może zostać zakwestionowany w trybunale. Dlatego wpisano wtedy termin 30-dniowy, na którym tak bardzo zależy rządowi.
Reklama
Na razie prezydenccy ministrowie unikają podania terminu, kiedy Bronisław Komorowski podejmie decyzję. Posługują się przy tym terminem „bez zbędnej zwłoki” i sugerują, że nie będzie on wykorzystywał całego przysługującego mu terminu.
– Generalna zasada jest taka, że vacatio legis nie może być krótsze niż dwa tygodnie. Jeszcze parę spotkań z ekspertami i prezydent podejmie decyzję. Biuro prawne przegląda jeszcze, jakie zmiany weszły do ustawy w trakcie prac Sejmu – mówi minister Krzysztof Łaszkiewicz z Kancelarii Prezydenta.



30 dni byłoby zalecanych
Dr Ryszard Piotrowski | konstytucjonalista UW
Przynajmniej 30-dniowe vacatio legis byłoby zalecane w tym przypadku. Ale pamiętajmy, że nawet standartowy w świetle ustawy 14-dniowy termin wejścia w życie może być skrócony, jeśli wymaga tego ważny interes publiczny, a nie stoją na przeszkodzie zasady demokratycznego państwa prawa. Tu chodzi z jednej strony o danie czasu adresatom na dostosowanie się do nowej regulacji, z drugiej o wartości konstytucyjne, np. związane z zachowaniem równowagi budżetowej. To oceniają ustawodawca i Trybunał Konstytucyjny, jeśli ustawa zostanie zaskarżona.
Wszystko zależy od prezydenta
Prof. Hubert Izdebski | Członek Rady Legislacyjnej, UW
Jak vacatio legis zmieści się w granicach 14 dni, nie powinno być wątpliwości. Gorzej, gdyby okazało się krótsze. A tak mogłoby być, gdyby prezydent skorzystał z całego przysługującego mu czasu. W przypadku tej ustawy, zamiast napisać, po ilu dniach wchodzi ona w życie, wskazano dokładną datę dzienną. A mieliśmy już przypadek, kiedy uchwalanie ustawy się przeciągnęło i trzeba było robić nowelizację, by zmienić jej datę wejścia w życie. Teoretycznie może się tak zdarzyć, gdyby prezydent wykorzystał 21 dni i vacatio legis byłoby krótsze niż dwa tygodnie.
Nie widzę problemu z vacatio legis
Prof. Piotr Winczorek | konstytucjonalista UW
Ustawa o ogłaszaniu aktów normatywnych mówi o 14-dniowym odstępie między publikacją ustawy a jej wejściem w życie. Każdy dłuższy okres jest w granicach tego, co konstytucja dopuszcza. Nie ma się czego szczególnie obawiać. Nawet jeśli prezydent podpisałby ustawę dwa dni po tym, jak dostanie ją z Senatu – i nie byłoby pełnego miesięcznego vacatio legis, ale dwa dni krócej, to i tak mamy powyżej tych dwóch tygodni, o których mówi ustawa.