"Obaj panowie naruszyli standardy moralne, które obowiązują w polityce" – podkreśla poseł Gowin w rozmowie z portalem Onet.pl. Jednak w różny sposób. "Jeżeli korupcję polityczną rozumieć jako naganne działanie moralne, ale bez odpowiedzialności karnej, to Zbigniew Chlebowski brał udział w korupcji politycznej" – mówi. – "Wypowiedzi Chlebowskiego, które znamy ze stenogramów rozmów, stawiają go poza nawiasem polityki" – dodaje.

Reklama

Jednak już przypadek Mirosława Drzewieckiego traktuje łagodniej. "Przypadek ten jest bardziej złożony. Mam wrażenie, że były minister sportu został wmanewrowany w aferę hazardową przez jednego ze swoich współpracowników" – twierdzi poseł PO. Tym niemniej, "każdy szef odpowiada za działania swoich podwładnych". "Na ministrze Drzewieckim ciąży odpowiedzialność polityczna za to, co działo się w jego resorcie. Premier Tusk w błyskawicznym tempie pociągnął do odpowiedzialności obu panów i dla mnie cała sprawa jest zamknięta" – deklaruje Gowin.

Obaj politycy do polityki jednak już pewnie nie wrócą. Kandydatura Zbigniewa Chlebowskiego jest – według Gowina – "wykluczona", Drzewieckiego – "mało prawdopodobna". Żaden z nich nie ma szans na "delegację wręczającą bukiety kwiatów" i rehabilitację polityczną. Gowin przyznaje, że rozmawiał z Mirosławem Drzewieckim i "spodziewa się z jego strony honorowej decyzji".

Odnosząc się do sporów o to, czy umorzenie śledztwa w sprawie "afery hazardowej" był zasadne, Gowin stwierdził: "Afera była, ale nie każda afera poddaje się osądom prawnym. Prokuratorzy uznali, że nie mają wystarczających dowodów, żeby stawiać zarzuty karne, ale nikt z PO nigdy nie protestował, kiedy mówiono, że doszło do rażącego naruszenia standardów etycznych przez jej bohaterów".

Reklama

Polityk PO wspomina też o innych osobach, których nazwiska pojawiały się w kontekście "afery hazardowej": Grzegorzu Schetynie (zdymisjonowanym, ponieważ Donald Tusk "uznał, że żadna z osób, które mogą być objęte śledztwem prokuratorskim, nie powinna w rządzie zasiadać"), Rafale Grupińskim (który podał się do dymisji w akcie solidarności ze Schetyną), Sławomirze Nowaku ("oddelegowanym do pracy w klubie") i Adamie Szejnfeldzie – który "miał pecha, bo Bogu ducha winny opiniował w imieniu ministerstwa gospodarki feralny projekt ustawy". Jak podkreśla Gowin, nawet opozycja nie atakowała tych polityków, co oznacza też, że nie ma żadnych dowodów czy poszlak wskazujących na ich udział w aferze.