Szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej ocenił na poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie, że opublikowanie materiałów jest "pewnym ruchem propagandowym".

Reklama

W poniedziałek opublikowano protokół z załącznikami, który posłużył do opracowania raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego; dokumenty te liczą ponad tysiąc stron.

W ocenie Macierewicza wstępna lektura opublikowanych materiałów "ujawnia, że mamy bardzo duży kłopot, że powstaje bardzo wiele niejasności, na które te materiały miały odpowiedzieć, a niestety nie odpowiedziały".

W tym kontekście poseł powiedział m.in., że w materiałach nie ma ekspertyzy "związanej z badaniem czarnych skrzynek", która - jak mówił Macierewicz - powstała w oparciu o analizy dokonane przez polskich fachowców w Moskwie. "Spodziewaliśmy się, że będzie ekspertyza badania wraku przez polskich ekspertów" - wyliczał poseł PiS.

Macierewicz zastrzegł jednak, że wśród 1 tys. stron opublikowanych materiałów "są informacje cenne". Dodał, że nie kwestionuje poszczególnych informacji, ale stwierdza, że "nie dostarczono rzeczywistych, źródłowych materiałów na podstawie których został dokonany raport Millera".

"Chyba że ten raport miał charakter publicystyczny" - zastrzegł poseł. Jego zdaniem, Miller unika przedstawienia źródeł, na których się oparł, bądź też oparł się na źródłach o charakterze publicystycznym.

Według Macierewicza w opublikowanych dokumentach "mamy do czynienia z wyliczeniem danych nie stanowiących rzeczywistych, oficjalnych, formalnych materiałów mogących być podstawą do solidnej, uczciwej i pełnej analizy".

Reklama

"To rozczarowuje" - oświadczył Macierewicz. Jak dodał, opublikowane materiały wskazują, że "ta sprawa (wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej-PAP) nie jest zamknięta, że mamy do czynienia z pewnym ruchem propagandowym, a nie merytorycznym".

Poseł PiS podkreślił, że bardzo długo czekaliśmy na "źródłowe materiały pozwalające zweryfikować liczne sprzeczności i nieprawdy, które są zawarte w raporcie (Jerzego) Millera, niestety to nie nastąpiło".

"Za to w warstwie opisowej (...) mamy do czynienia z pogłębieniem tych tendencji, które już występowały i jednoznacznym zrzuceniem odpowiedzialności i winy na polskich pilotów" - oświadczył Macierewicz. Jak dodał, w opublikowanych materiałach nie ma wyjaśnienia, kto "rzeczywiście wydawał polecenia kontrolerom lotu, by wprowadzali w błąd polskich pilotów".

"Materiał ten nie spełnia podstawowych wymogów, jakie stawia się przed naukową, solidną ekspertyzą i solidnym badaniem" - powiedział poseł.