Wczorajsza debata w czasie głosowania nad podniesieniem wieku emerytalnego zamieniła się w polityczną awanturę. Posłom zablokowanym w budynku Sejmu przez związkowców z Solidarności, którzy zastawili wejścia i wyjścia, najwyraźniej puszczały nerwy. Tym bardziej, że szło o najważniejszą z reform rządu - podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia i zmiany w zasadzie przyznawania emerytur służbom mundurowym.

Reklama

Argumenty, jakie padały w czasie obrad, trudno nazwać merytorycznymi. PiS żądało wykluczenia Janusza Palikota za słowa, że Jarosław Kaczyński "był gotów wysłać swego brata na śmierć". Z kolei Janusz Palikot rewanżował się wnioskiem o wykluczenie Jarosława Kaczyńskiego za porównanie przez prezesa PiS partii Palikota do Adolfa Hitlera.

Z trybun sejmowych padały okrzyki "Hańba!", "Zdrada!", krzyczano do Jarosława Kaczyńskiego: "Zadzwoń do brata!".

To dosyć podłe i takie rzeczywiście niskie - komentuje te okrzyki rzecznik rządu Paweł Graś w porannej rozmowie w RMF. I jak zapewnia, do prezesa PiS nie krzyczał w ten sposób nikt z PO.

Nie sądzę, żeby to był ktoś z Platformy. Siedziałem w rzędach Platformy i na pewno ze strony Platformy ten okrzyk nie dobiegał - przekonuje Paweł Graś.

Premier Donald Tusk, komentując w piątek wieczorem zachowanie na sejmowej sali, nie krył zażenowania zachowaniem posłów.

W Sejmie powinniśmy rozstrzygać o rzeczach ważnych, nawet jeśli są bardzo trudne, a nie być mimowolnymi uczestnikami wyzwisk, obelg - stwierdził szef rządu.

Debata publiczna, w której (pada) słowo zdrada, hańba, zbrodnia, hitlerowiec, Mussolini etc. powoduje, że te epitety się zużywają i powstaje pytanie: jeżeli, niestety, można zwyzywać konkurenta politycznego od najgorszych i robi się to systematycznie od wielu miesięcy, to to powszednieje i co będzie następne, jakiego typu narzędzi ci najbardziej radykalni politycy będą chcieli użyć, żeby zrobić wrażenie? - pytał Donald Tusk.