Moja żona ma obowiązki, które wykonuje społecznie. Są związane z faktem, że jest współgospodynią wizyt państwowych - mówił premier, tłumacząc się z informacji "Faktu", że pieniądze na drogie sukienki Małgorzaty Tusk były kupowane za partyjne pieniądze w salonach Gosi Baczyńskiej. Właściwie nie ma miesiąca, żeby nie było tego typu zadania - albo ze współmałżonkami gości zagranicznych albo jest zobowiązana, żeby mi towarzyszyć w wizytach wtedy, kiedy po drugiej stronie są także współmałżonkowie przywódców. To się wiąże także z tego typu kosztami - dodał szef rządu.
Przypomniał, że jego żona nie pracuje. W związku z tym sama postawiła warunek: "Jeśli mam reprezentować od czasu do czasu państwo polskie, muszę wyglądać" - mówił.
Premier wyjaśniał też, dlaczego pojawił się w Elblągu w ostatnim dniu kampanii. To nie jest przypadkowa wizyta, zaplanowałem ją wcześniej, jednak miałem dość napięty kalendarz - twierdził. Przypomniał, że w przeciwieństwie do liderów innych ugrupowań, ma on także do wypełnienia obowiązki szefa rządu. Celem jego wizyty będzie nie tylko namawianie elblążan na głosowanie na kandydatkę PO. Chcę usłyszeć, co stało się z ludźmi, którzy rządzili miastem, a którzy byli z formacji, którą ja kieruję, a także jakie błędy popełnili, że zostali odwołani - mówił na konferencji prasowej.
Donald Tusk przestrzegał też PiS przed dobrymi wynikami w sondażach. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, a panem są wyborcy. Do tego ci, którzy prowadzą w sondażach mogą łatwo stracić głowę i popełnić błędy - mówił.