Dzisiejszy "Super Express" donosi, że ministrowie przyznali w pierwszym półroczu ponad 20 mln złotych nagród podległym sobie urzędnikom. Najwięcej miało przypaść zatrudnionym w resorcie dyplomacji. Mowa o 9 mln.

MSZ zapewnia, że w skali resortu to nieduża kwota. Rzecznik resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego, Marcin Bosacki powiedział IAR, że średnia nagroda dla urzędnika nie wygląda już tak imponująco. MSZ zatrudnia ponad 4 tysiące urzędników na całym świecie, a średnia na każdego z nich to nieco ponad 330 złotych.

Reklama

Z kolei Małgorzata Kidawa - Błońska z PO tłumaczy, że nagrody we wszystkich ministerstwach wynikają z przepisów. Przeznacza się na nie procent funduszu płac. Posłanka PO zaznacza, że pieniądze nie trafiły do kieszeni ministrów czy wiceministrów, a do setek urzędników, którzy mają nagrody wpisane w swoje umowy o pracę. Posłanka tłumaczyła, że nieprzyznanie tych premii byłoby złamaniem prawa.

W informacji przekazanej IAR przez Kancelarię Premiera czytamy jedynie, że szef rządu nie otrzymuje nagród. Wyjątkiem była grudniowa nagroda jubileuszowa, przysługująca z mocy prawa po 30 latach pracy.Kancelaria wyjaśnia także, że żadna z osób zajmujących kierownicze stanowiska nagrody nie otrzymała. Wyjątkiem był wiceminister spraw zagranicznych Piotr Serafin, który został nagrodzony za negocjacje unijne.

Według SLD rząd rozdając pieniądze okazał hipokryzję. Dariusz Joński z Sojuszu podkreślił, że z jednej strony koalicja mówi o problemach budżetowych, a z drugiej nie oszczędza.

W ubiegły piątek Sejm przyjął nowelizację ustawy o finansach publicznych, która zamraża 50. procentowy próg ostrożnościowy. Po wakacjach posłowie mają zebrać się za nowelizację budżetu, by zwiększyć deficyt do 51 mld złotych przy 300 mld złotych dochodów. Rząd chce poszukać także 8 miliardów oszczędności poprzez cięcia w resortach.