EPP ma wybrać swojego kandydata na dwudniowym kongresie 6-7 marca. Zwolennicy jego kandydatury w PO wskazują , że był sojusznikiem Polski w obronie funduszy spójności. Były premier Luksemburga jest zresztą faworytem w tym wyścigu, otrzymał już nawet poparcie niechętnej mu do niedawna kanclerz Niemiec Angeli Merkel. PO obstawia więc w wyścigu pewniaka.
Juncker ma być twarzą EPP w kampania wyborczej do Parlamentu Europejskiego i kandydatem tej partii, jeśli ona wygra wybory na szefa Komisji. Jego największym rywalem jest kandydat socjalistów Martin Schultz. Z kolei liberałowie stawiają na Guy Verhofstada.
Wcześniej pojawiały się parokrotnie informacje, że kandydatem EPP na szefa Komisji może być Donald Tusk. Premier je dementował. Jednak nawet wybór Junckera przez EPP nie przesądzi niczego.
Pomysł, by partie startujące w wyborach europejskich wystawiały kandydatów na szefa Komisji to wyłącznie polityczna inicjatywa mająca zjednoczyć ugrupowania w skali kontynentu i zachęcić Europejczyków do pójścia do urn. Nie jest ona umocowana w żadnych regułach unijnych, toteż nie ma 100-procentowej pewności, że kandydat zwycięskiej partii faktycznie będzie szefem Komisji.
Według Traktatów musi zostać zaakceptowany przez wszystkie państwa. Jeden z posłów PO zasugerował, że nawet, gdyby EPP i Juncker wygrali w wyborach nie można wykluczyć sytuacji, że ofertę zostania szefem Komisji dostanie jednak Donald Tusk.