Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska powiedziała, że nie dotyczy jej problem ekshumacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. - Dokonałam czynności, która ekshumację uniemożliwia. I do której miałam prawo - przyznała wdowa w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Jerzy Szmajdziński po śmierci został skremowany.

Reklama

Oceniła, że PiS nie traktuje wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej w jednakowy sposób. – Od paru lat nie mnie tak nie zabolało, jak uroczystości z okazji święta lotnictwa w Krzesinach. Bo kiedy słyszę z ust prezydenta, że 10 lat temu przybył do nas samolot F-16, znakomity i zaprawiony w boju, to chciałbym spytać? Czy sam do nas przyleciał? (..)O moim mężu nikt nie wspomniał ani słowa (Jerzy Szmajdziński był szefem MON w czasach gdy Polska kupowała F-16-red.) – przyznała z żalem Sekuła-Szmajdzińska.

Jak dodała, dziś "po raz pierwszy mamy do czynienia z tak jawnym zamazywaniem pamięci". – Tradycję Wojska Polskiego minister Macierewicz wraz z całym rządem także chciałby napisać od nowa – oceniła.

Wdowa po Szmajdzińskim wymieniła jeszcze inne sytuacje, które ją zabolały. Między innymi: nie zaproszono ją na promocje oficerską w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, choć jest matką chrzestną sztandaru tej szkoły. – Przez ostanie lata na grobie mojego męża zawsze 15 sierpnia była wiązanka kwiatów, przychodzili żołnierze. W tym roku jakby wszyscy zapomnieli. (…) Kilka lat temu w budynku MON jednej z sal nadano imię mojego męża. Dowiedziałam się niedawno, że tablice zdjęto, przeprowadzono remont. Ponoć MON ma inny pomysł na zagospodarowanie tych sal. Tak to jest z pamięcią …. - opowiadała wdowa.