Jedna z wątpliwości podnoszonych przez "Rzeczpospolitą" dotyczy prędkości, z jaką miały jechać auta w rządowej kolumnie. Oficjalne informacje ze wstępnej opinii biegłych mówią o 50-60 km/h, jednak zestawienie przebiegu wydarzeń - godziny przylotu premier do Krakowa i samego wypadku - każe w to wątpić. Zdaniem "Rz", auto, które uderzyło w drzewo, mogło jechać z prędkością 100 km/h.
Ale to nie koniec. Inne nieścisłości dotyczą oznakowania kolumny i tego, czy miała ona włączone sygnały dźwiękowe, czy tylko świetlne. I choć wersję o syrenach potwierdzili funkcjonariusze BOR, świadkowie nie są już tak zgodni. Do tego nie udało się zebrać zeznań tych kierowców, którzy mieli jechać tuż za fiatem seicento, o którego bok otarła się rządowa limuzyna. Co więcej, jeden z funkcjonariuszy BOR stwierdził w rozmowie z gazetą, że standardem jest wyłączanie sygnałów na trasie prowadzącej do domu premier Szydło.
Jeszcze inne wątpliwości dotyczą umiejętności kierowcy, który prowadził samochód z premier Szydło na pokładzie. Według resortu spraw wewnętrznych jest to doświadczony funkcjonariusz. Jednak zdaniem dziennika, nie był on przeszkolony w prowadzeniu samochodu opancerzonego, który jest znacznie cięższy od każdej standardowej maszyny osobowej, a za prezydentury Bronisława Komorowskiego kierował wyłącznie pojazdy ochronne.