Jeszcze w zeszłym roku PiS deklarował publicznie: "Nie mamy planów, by wojewodowie przejęli od marszałków zarządzanie regionalnymi programami operacyjnymi". I faktycznie, nic takiego się nie wydarzyło. Ale rząd wymyślił inny mechanizm, dzięki któremu zwiększy swoją kontrolę nad tym, jak w regionach wydawane są miliardy euro. Niepokój w regionach wzbudził projekt nowelizacji ustawy wdrożeniowej, określającej zasady wydatkowania europejskich funduszy.
Przewiduje ona m.in. włączenie wojewodów w prace komitetów monitorujących programy operacyjne i komisji oceniających projekty. Ponadto będą oni mieli prawo do przeprowadzenia doraźnych kontroli np. w urzędach marszałkowskich.
Samorządowcy nie kryją oburzenia. – Rząd dąży do bezprecedensowego zwiększenia kompetencji administracji rządowej w procesie realizacji programów regionalnych – przestrzega Maciej Żywno, wicemarszałek woj. podlaskiego. Wtóruje mu Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego. – O tym, jak w praktyce działa taka ideologia państwowej regulacji wszystkiego, przekonaliśmy się już za czasów komunizmu – komentuje.
Jak zmiany tłumaczy rząd? Wiceminister rozwoju Jerzy Kwieciński zwraca uwagę, że rządowa Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju wyraźnie mówi o inwestowaniu publicznych środków, a nie tylko ich wydawaniu. – Z tego względu musimy skutecznie monitorować wdrażanie programów unijnych i dbać o wybór jak najlepszych projektów – mówi. I sugeruje, że większe zaangażowanie wojewodów wynika ze słabego tempa wydawania funduszy przez marszałków. – Programy regionalne są wolniej realizowane niż krajowe – uważa Kwieciński.
Stawka w tej grze jest gigantyczna. Chodzi o ponad 31 mld euro, którymi w ramach regionalnych programów operacyjnych dysponują marszałkowie. To prawie 40 proc. wszystkich środków przyznanych Polsce na lata 2014–2020.