Według prezydenta "to nieprzyzwoite, że tego pomnika do tej pory władze Warszawy nie postawiły". Andrzej Duda zaznacza też, że wszyscy, którzy lecieli na uroczystości do Katynia 10 kwietnia 2010 roku, robili to ze szlachetnych pobudek, by oddać hołd zamordowanym tam oficerom i nie ma żadnych wątpliwości, że należy im się pomnik w centralnym miejscu Warszawy.

Reklama

Prezydent podkreśla też, że za każdym razem, przy każdej możliwości domagamy się zwrotu przez Rosję wraku samolotu Tu-154M.

PAP: Panie prezydencie, jutro mija osiem lat od katastrofy smoleńskiej, bardzo bolesnego wydarzenia w najnowszej historii Polski. Jak pan prezydent wspomina ten dzień? Był pan jednym z bliskich współpracowników pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Prezydent Andrzej Duda: To na pewno był jeden z trudniejszych dni w moim życiu, to bez wątpienia. Myślę, że chyba nawet najtrudniejszy. Początkowo oczywiście nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Wielokrotnie już mówiłem, że ta informacja zastała mnie w Krakowie, w domu rodzinnym, gdzie pojechałem na weekend, do żony i córki.

I to był wstrząs, nieprawdopodobny wstrząs, nie do uwierzenia. Nigdy nie zapomnę tych dramatycznych rozmów wtedy z ministrem Maciejem Łopińskim, który był szefem gabinetu pana prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, z Jackiem Sasinem, który był w Smoleńsku, a był wtedy zastępcą szefa kancelarii, z kancelarią Sejmu, kiedy chodziło o przejęcie władzy prezydenckiej przez ówczesnego marszałka Sejmu pana Bronisława Komorowskiego. Bardzo, bardzo trudne momenty.

PAP: A jak pan ocenia działania władz tuż po katastrofie? Mówił pan, że szybko została przejęta władza przez następną ekipę.

Prezydent: To, że władza musiała zostać przejęta, jest czymś naturalnym, przewidzianym, także i konstytucyjnie, co do tego nie było wątpliwości. Mam do dzisiaj jednak poważne wątpliwości, czy wtedy zastosowano właściwy tryb. Trzeba pamiętać o tym, że ciało pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego zostało odnalezione dopiero ok. godz. 12, o ile pamiętam, a identyfikacja przez najbliższą rodzinę - brata prezydenta, pana premiera Jarosława Kaczyńskiego, została dokonana wieczorem.

Reklama

Z tego punktu widzenia, patrząc czysto prawniczo, można powiedzieć, że to był ten moment, w którym można było mówić, iż prezydent nie żyje. Sądzę, że do tamtego momentu bardziej trafnym było stosowanie procedury, która mówi o sytuacji, w której prezydent nie może sprawować swojego urzędu. Tylko, że to jest bardziej skomplikowane, bo wtedy marszałek Sejmu musi wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego i Trybunał Konstytucyjny podejmuje decyzję w przedmiocie przekazania tymczasowo obowiązków prezydenta marszałkowi Sejmu. Do dziś uważam, że to byłaby bardziej prawidłowa procedura.

Ale to były bardzo gorące momenty, jest dla mnie zupełnie naturalne, że władza w państwie musiała zostać przejęta i musiały przyjść osoby na miejsce tych, które zginęły, które odeszły, tego wymagała ciągłość władzy państwowej.

Co do tego nie mam wątpliwości, że sam proces przejęcia władzy, przejęcia pieczy nad poszczególnymi instytucjami państwami musiał nastąpić.

PAP: A jak pan prezydent ocenia działania strony rosyjskiej, czy rzeczywiście można było wówczas zastosować inne procedury, bo jak pan mówi zginął prezydent i nie był to zwykły lot cywilny.

Prezydent: Oczywiście, że nie był to lot cywilny, samolot nie był samolotem cywilnym, załoga nie była cywilna, tylko byli to żołnierze 36. Specjalnego Pułku Lotniczego, to był samolot wojskowy. Państwowy samolot wojskowy, do przewożenia najważniejszych osób w państwie. I to, że zgodzono się wtedy na procedurę dotyczącą lotów cywilnych - do dzisiaj można wyrażać zdumienie i trudno mi znaleźć uzasadnienie dla tego.

PAP: Panie prezydencie, a czy teraz możemy coś zrobić w sprawie zwrotu samolotu Tu-154M?

Prezydent: My za każdym razem, przy każdej możliwości domagamy się zwrotu wraku.

PAP: A jak katastrofa smoleńska wpływa na stosunki polsko-rosyjskie?

Prezydent: To są trudne relacje. Z jednej strony sprawa Smoleńska, kwestia zwrotu wraku, bardzo wiele dająca do myślenia. Natomiast to nie jest tylko problem tragedii smoleńskiej; to jest też problem rosyjskiej agresji na Ukrainę, problem okupacji Krymu, okupacji części ziem państwa ukraińskiego. Takie są dzisiaj fakty.

PAP: Jutro obchody VIII rocznicy katastrofy, będzie odsłonięcie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej, będzie położenie kamienia węgielnego pod pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Część opozycji, m.in. Grzegorz Schetyna, już zapowiedziała, że w części uroczystości nie weźmie udziału, między innymi na placu Piłsudskiego, gdyż ich zdaniem pomnik tam powstał niezgodnie z prawem.

Prezydent: Uważam, że wszyscy, którzy byli na pokładzie tego samolotu, lecieli tam ze szlachetnych pobudek, żeby oddać hołd polskim oficerom, którzy zostali zamordowani ludobójczo w Katyniu. Więc nie ma wątpliwości co do tego, że im się należy upamiętnienie. Przecież zginęli lecąc tam w sprawie państwowej, służyli polskiemu państwu; wszyscy, którzy byli na pokładzie tego samolotu, nawet ci, którzy pochodzili z różnego rodzaju organizacji, oni też służyli polskiemu państwu utrwalając tę pamięć i jadąc tam, by złożyć hołd pomordowanym polskim oficerom. Nie ma w ogóle pytania, czy tym ludziom się należy upamiętnienie, pomnik, czy im się nie należy. Oczywiście, że im się należy. Ten pomnik powinien stanąć w centralnym miejscu Warszawy.

Podobnie zresztą, jak należy się pomnik prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Bardzo się cieszę z tego, że będzie odsłonięty pomnik ofiar katastrofy, ale że będzie także odsłonięty pomnik pana prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego. To był wielki prezydent, to był wielki człowiek, to był polityk, który miał wizję i wielkie doświadczenie i który z niezwykłym oddaniem pełnił swoją misję.

PAP: Według zapowiedzi pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego ma stanąć jesienią. Czy pana zdaniem powinien być odsłonięty 11 listopada w 100. rocznicę odzyskania niepodległości?

Prezydent: Chciałbym, żeby ten pomnik był. Odsłonięcie może być 11 listopada. Mnie osobiście bardzo zależy, żeby ten pomnik po prostu stanął, żeby pan prezydent miał pomnik w stolicy, w swoim mieście, które tak przecież kochał. Kochał Trójmiasto, ale Warszawa była jego miastem rodzinnym, był prezydentem Warszawy. Powiem szczerze, to nawet nieprzyzwoite, że tego pomnika do tej pory władze Warszawy nie postawiły panu prezydentowi, bo on mu się po prostu obiektywnie należy.

PAP: Sądzi pan, że pomnik powinien powstać tuż po katastrofie?

Prezydent: Oczywiście, że tak. Powinien powstać zaraz, bo prezydent prof. Lech Kaczyński jest postacią pomnikową, był naprawdę wielkim prezydentem, wielkim człowiekiem, wielkim patriotą niezwykle oddanym tej misji, którą pełnił. Ojczyzna była dla niego na absolutnie pierwszym miejscu. To po prostu wstyd, że ludzie, którzy mieli władzę, nie potrafili docenić takiego człowieka.

PAP: A jak powinno wyglądać miejsce katastrofy, czy tam też powinien stanąć pomnik?

Prezydent: Oczywiście powinno się w Smoleńsku znaleźć jakieś upamiętnienie, to jest kwestia elementarnej przyzwoitości. Natomiast przede wszystkim najważniejszy pomnik powinien być w Warszawie. To są nasi bohaterowie, to my chcemy im oddawać hołd u nas.

PAP: Czy 10 kwietnia będzie pan apelował o jedność?

Prezydent: Już się zwracałem z apelami o jedność, ale zanim zdążyłem w tym roku cokolwiek powiedzieć, to już mamy oświadczenie, że Platforma Obywatelska odcina się całkowicie od obchodów VIII rocznicy tragedii smoleńskiej. Można to zostawić bez komentarza. Mam tylko nadzieję, że zwykli Polacy w tej sprawie są jednomyślni i uważają, że tym ludziom hołd zwyczajnie się należy, niezależnie od tego, jakie barwy polityczne, czy jaki światopogląd reprezentowali. Są takie chwile w życiu narodu, kiedy wszyscy Polscy powinni być razem. I między innymi takim dniem jest 10 kwietnia.

PAP: Czy dziś można jeszcze coś zrobić, by zmniejszyć podziały polityczne i społeczne na tle katastrofy smoleńskiej?

Prezydent: Nie jest to prosta sprawa. Doskonale wszyscy o tym wiemy, że to jest sprawa bardzo trudna, że ona dzieli i polityków i w efekcie także i społeczeństwo. Dla mnie to jest bardzo przykre, a najbardziej przykre jest dla mnie to, że buduje się jakieś podziały - a tak czyni PO - wokół kwestii upamiętnienia tych, którzy zginęli. Jest to dla mnie niezrozumiałe. Przecież zginęli tam także ich koledzy partyjni. Nie należy im się upamiętnienie, nie należy im się to, by ich nazwiska po wieczne czasy były upamiętnione i pamiętane przez ludzi? To jest dla mnie niezrozumiałe.

PAP: Jak pan spędzi dzień VIII rocznicy katastrofy smoleńskiej?

Prezydent: Zamierzam go spędzić tak jak co roku od pierwszej rocznicy. Będę rano w Krakowie, złożę kwiaty i będę przy grobie pary prezydenckiej. Następnie złożę również kwiaty na grobach tych, którzy są pochowani w Krakowie, a zginęli w Smoleńsku. Następnie przemieszczę się do Warszawy, żeby tu wziąć udział w uroczystościach, które odbywają się w Warszawie. Oczywiście odwiedzę także groby tych, którzy są tutaj pochowani, na Powązkach i także na Cmentarzu Bródnowskim, gdzie m.in. Paweł Wypych i Kasia Doraczyńska są pochowani. To będzie dzień rzeczywiście cały poświęcony obchodom tej rocznicy.

PAP: Mówił pan o tym, że wiele z ofiar katastrofy to byli pana koledzy i koleżanki z Kancelarii Prezydenta. Co pan czuł wracając tutaj? Czy ich panu brakuje?

Prezydent: To nawet nie tyle jest kwestia mnie. Oczywiście, że mi ich bardzo brakuje, ale przede wszystkim uważam, że ich bardzo brakuje polskiemu państwu. Z tego punktu widzenia, to była naprawdę wielka strata dla polskiego państwa. Zginął wspaniały, wielki prezydent, zginęła jego żona, też wspaniała osoba, niezwykle mądra. Zginęli młodzi ministrowie. Przecież Władysław Stasiak miał 44 lata, to był człowiek w kwiecie wieku, z wielką perspektywą na różnego rodzaju funkcje państwowe, niezwykle oddany Polsce. Podobnie Paweł Wypych, Mariusz Handzlik. To byli młodzi ludzie, mający w perspektywie po 20 lat służenia polskiemu państwu, może nawet więcej było przed nimi.

Odeszli i to jest na pewno wielka strata. Dla mnie byli z jednej strony wzorem, bo byli trochę starsi, a z drugiej strony byli moimi kolegami. Współpracowaliśmy ze sobą, blisko się trzymaliśmy, znaliśmy się także rodzinnie. Jest to straszny wstrząs. Zostały dzieci.

PAP: Mówił pan kiedyś, że w jednej z ostatnich pana rozmów z prezydentem Kaczyńskim, mówił on, że kiedyś to wy, młodzi przejmiecie zadania związane ze służbą publiczną.

Prezydent: Miał na pewno na myśli dłuższą perspektywę. No tak, to jest naturalny proces. Prezydent urodził się w 1949 roku, tak samo jak moi rodzice, więc byłem z innego pokolenia. Czasem kiwał nade mną głową mówiąc: "Boże, jakich ja mam młodych tych ministrów, mogliby być moimi dziećmi". Śmiałem się z tego, ale taka była prawda, ze mogłem być dzieckiem pary prezydenckiej, patrząc na realia i w jakimś sensie to, co mówił, było naturalne. Dla mnie osobiście było wielkim wzruszeniem, że kierował te słowa do nas, czyli, że upatrywał w nas tych, którzy w przyszłości będą kontynuowali jego misję.

PAP: Często mówi pan o tym, że chce kontynuować misję prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co to oznacza?

Prezydent: Staram się kontynuować pewne wątki polityki wschodniej pana prezydenta, staram się kontynuować wątki dotyczące relacji polsko-amerykańskiej, którą prezydent wyraźnie zaznaczał wskazując, że Stany Zjednoczone to jest nasz podstawowy sojusznik. Obecność armii Stanów Zjednoczonych w Polsce to było jego marzenie, mówił, że to bardzo ważne dla naszego bezpieczeństwa.

Wielkim wzruszeniem było dla mnie, kiedy szczyt NATO w Warszawie podjął decyzję o obecności sojuszniczej w Polsce i że dzisiaj armia amerykańska w naszym kraju rzeczywiście jest. Nie wiem, czy prezydent w ogóle marzył, że uda nam się podpisać umowę na dostawę systemu Patriot do Polski, który będzie chronił polskie niebo.

To jest właśnie realizowanie tej polityki i wizji prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Podobnie w kwestiach energetycznych, gazoport, rozwijanie sieci połączeń gazowych w naszej części Europy. Również koncepcja Trójmorza, współpracy w Europie Środkowej. Prezydent Kaczyński starał się wiązać te sojusze, żebyśmy dobrze współpracowali z sąsiadami, z państwami bałtyckimi i krajami bardziej na południu. Szukał możliwości współpracy.

Cieszę się bardzo, że ta wizja prezydenta Kaczyńskiego - powoli, bo takie są realia - się realizuje. To dla mnie niezwykła satysfakcja.

Rozmawiały: Elwira Krzyżanowska i Marzena Kozłowska (PAP)