10 kwietnia o 8.41 Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska, razem z rodziną i przyjaciółmi będzie na cmentarzu w Wilanowie, przy grobie męża. - Od ośmiu lat jest tak samo. Zawsze jest kilkadziesiąt osób. Cieszę się, że przyjaciele nie zapominają i przychodzą, to jest dla mnie najważniejsze - mówi w rozmowie z PAP.

Reklama

Przyznaje, że atmosfera wokół katastrofy smoleńskiej nie pozwala na zakończenie żałoby i poradzenie sobie z traumą. - Każdy człowiek przeżywa wszystko indywidualnie i my - rodziny ofiar - również, ale to jest wypadek absolutnie bez precedensu. Moje państwo przez ciągłe spory, podziały nie pozwala mi zakończyć tej żałoby. To mnie bardzo boli, ponieważ nie ma spokoju, a ten spokój jest potrzebny nam i tym wszystkim, którzy wtedy zginęli - podkreśliła Sekuła-Szmajdzińska.

Dodała, że zakończenie comiesięcznych marszów przed Pałac Prezydencki "może uspokoić sytuację", jednak wciąż pozostają wątpliwości wokół pomnika upamiętniającego ofiary.

- Platforma Obywatelska mogła tę sprawę już dawno załatwić. Można było ten pomnik postawić już pięć lat temu, a teraz atmosfera wokół niego coraz bardziej się radykalizuje, zarówno w wymiarze społecznym, jak i politycznym - oceniła.

Reklama

Według żony Jerzego Szmajdzińskiego, problemem jest także lokalizacja pomnika. - Plac Piłsudskiego powinien kojarzyć się głównie z Grobem Nieznanego Żołnierza, a teraz już nigdy tak nie będzie. Po tym, co się działo przez te lata, doszłam do wniosku, że być może najlepszy byłby pomnik światła przed Pałacem Prezydenckim i to by zamknęło dyskusję - podkreśliła.

Sekuła-Szmajdzińska zaznaczyła, że dla niej ważne jest przede wszystkim okazywanie szacunku wszystkim ofiarom, niezależnie od poglądów politycznych. - Chciałabym, żeby ten szacunek był najważniejszy. Natomiast wypiera się pamięć o ludziach, którzy byli przyzwoitymi politykami. O tych, którzy są niewygodni, przy okazji różnych uroczystości nic się nie mówi. Z przykrością stwierdzam, że dotyczy to też mojego męża. Na obchodach 10-lecia obecności F-16 w Polsce nie powiedziano o nim słowa, choć całą procedurę przeprowadzono w okresie, gdy mój mąż był ministrem obrony - oceniła.

- To wszystko na nas, bliskich ofiar katastrofy, bardzo źle wpływa, bo to jest niekończąca się trauma. Nie mam szansy na zakończenie żałoby - podkreśliła Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska.

Reklama

Urodzony w 1952 roku Jerzy Szmajdziński zasiadał w ławach poselskich nieprzerwanie od 1989 roku. Po wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta w 1995 roku, objął po nim przewodnictwo klubu parlamentarnego SLD. Po przekształceniu SLD w partię, na pierwszym kongresie w grudniu 1999 r., został wybrany na wiceszefa Sojuszu. Od początku kariery poselskiej Szmajdziński uchodził w Sojuszu za specjalistę od spraw wojskowości. Był ministrem obrony narodowej w rządzie Leszka Millera w 2001 roku, a następnie w gabinecie Marka Belki (do 2005 roku).

10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, oraz ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Polska delegacja zmierzała na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.