Dziennikarze ZET-ki i "GW" dotarli do materiałów operacyjnych CBA, z których wynika, że od 2013 roku Biuro rozpracowywało układ korupcyjny, w który zamieszani byli czołowi politycy PiS z Radomia.

Reklama

Wśród podejrzanych byli m.in. Marek Suski oraz ówczesny prezydent z ramienia PiS Andrzej Kosztowniak. Zarzuty były na tyle poważne, że radomscy posłowie mieli trafić na dywanik do Jarosława Kaczyńskiego, który zażądał poświadczenia notarialnego, że nie brali łapówek.

- To są sprawy wewnątrzpartyjne - ucina krótko Kosztowniak w rozmowie z Radiem ZET. Nie zaprzecza jednak, że takie spotkanie u prezesa PiS się odbyło.

Z materiałów CBA wynika, że radomskich samorządowców miał korumpować lokalny biznesmen, którego firmy były jednym z głównych wykonawców prowadzonych w Radomiu i województwie mazowieckim robót budowlanych, zlecanych m.in. przez Urząd Miasta w Radomiu.

Jak ustalili dziennikarze, CBA chciało wystąpić o uchylenie immunitetu Kosztowniakowi, ale ostatecznie do tego nie doszło, a śledczy prowadzący sprawę odszedł ze służby. Zarzuty korupcyjne usłyszał do tej pory jedynie były wiceprezydent miasta Igor M. Oskarżony przyznał się do winy.

Suski: Zarzuty "GW" w sprawie łapówek w Radomiu są stekiem bzdur

Reklama

Zarzuty "Gazety Wyborczej" w sprawie łapówek w Radomiu są stekiem bzdur, ukazują jednak skalę inwigilacji opozycji przez rządzącą od 2007 do 2015 r. Platformę Obywatelską - tak szef gabinetu premiera Marek Suski odniósł się w czwartek w rozmowie z PAP do doniesień "GW".

"Gazeta Wyborcza" i Radio ZET podały w czwartek, że w 2016 roku CBA miało materiał do postawienia zarzutów korupcyjnych dwóm posłom PiS z Radomia. Według "GW" po zmianie władzy sprawę wobec nich wyciszono, a funkcjonariusz, który ją prowadził, odszedł ze służby.

W "GW" napisano, że układ korupcyjny w Radomiu miał działać od 2007 roku. Według gazety, mieli w nim brać udział przedstawiciele władz miasta i firm; w zamian za ustawianie przetargów korzyści majątkowe mieli przyjmować były prezydent miasta, obecnie poseł PiS Andrzej Kosztowniak, jego doradca Krzysztof Sońta, jego krewny i radny Karol Sońta oraz wiceprezydent miasta i zarazem szwagier Karola Sonty, Igor M. Jak pisze "GW", z całej sprawy przed Jarosławem Kaczyńskim mieli się tłumaczyć Kosztowniak i obecny szef gabinetu premiera Marek Suski, określany przez "GW" jako "radomski baron".

W rozmowie z PAP Suski ocenił, że zarzuty "Gazety Wyborczej" są "na pierwszy rzut oka całkowitym stekiem bzdur". - "Gazeta Wyborcza" sięgnęła dna w bezpodstawnych pomówieniach - podkreślił Suski.

- Natomiast jest to bardzo ciekawa informacja, ukazująca skalę inwigilacji opozycji przez rządzącą PO. Jeżeli wszyscy mieliśmy podsłuchy, jeżeli nasyłano na nas funkcjonariuszy i dopuszczano się różnych prowokacji, a przez kilka lat rządów PO od 2007 r. do 2015 r. nie znaleziono żadnych kompromitujących dowodów na rzecz podobno naszej jakieś nielegalnej działalności, to okazuje się, że rzeczywiście nie było żadnych nieprawidłowości - dodał szef gabinetu premiera.

"To, co robi dzisiaj +Gazeta Wyborcza+, przypisując byłemu prezydentowi Radomia nawet korupcję w dzisiejszym urzędzie rządzonym przez prezydenta z PO, a też korupcje w Pabianicach, Kozienicach, gdzie żadnego wpływu ani wiedzy o tych inwestycjach nie miał b. prezydenta Radomia, to pokazuje skalę absurdu, jaką posługuje się +Gazeta Wyborcza+" - dodał.

W ocenie Suskiego, to "atak", który jest próbą podważenia wiarygodności PiS. Szef gabinetu premiera określił cały artykuł jako "kłamstwo". "Od dawna wiedziałem, że media nieprzychylne PiS inspirowane przez nieprzychylnych nam polityków szykują kłamliwy atak na mnie i moich współpracowników" - powiedział.

Pytany, czy rozważa złożenie pozwu wobec "GW", Suski podkreślił, że w materiałach gazety nie padają oskarżenia o korupcję pod jego adresem. - Pomówienia nie są kierowane pod moim adresem, mnie się nie wymienia jako osobę, która wzięła łapówkę, tylko jest mowa, że jestem baronem. Trudno byłoby za to pozywać - powiedział Suski.

Szef gabinetu premiera poinformował, że według jego wiedzy były prezydent Radomia, a obecnie poseł PiS Andrzej Kosztowniak będzie domagał się przeprosin od "Gazety Wyborczej". - Jeżeli te przeprosiny i sprostowanie nie będą zamieszczone, to pewnie (Andrzej Kosztowniak) skieruje sprawę na drogę sądową - zaznaczył Suski.

- Bzdury są, można powiedzieć, kosmiczne. Myślę, że można by na tej zasadzie oskarżyć kogoś w USA o wzięcie łapówki za podróż na księżyc, bo taki sam wpływ na to, co robi burmistrz Kozienic ma prezydent Radomia, jak na NASA - dodał.

Sam Kosztowniak określił publikację "GW" w rozesłanym mediom oświadczeniu jako zlepek kłamstw i pomówień. Zapowiedział jednocześnie, że będzie bronił swojego dobrego imienia przed sądem.

Jak podaje "GW", łapówki w Radomiu miały być wręczane w formie gotówki i nieruchomości. Według gazety, w jednym przypadku Igor M. miał otrzymać mercedesa CLA o wartości 200 tys. zł, a także mieszkanie. "GW" pisze, że Andrzej Kosztowniak miał natomiast dostać dom, którego budowę sfinansowała firma Romana S. oraz mieszkanie "do dyspozycji" w zamian za ustawienie przetargu na szkołę muzyczną. Gazeta podaje, że Krzysztof Sońta miał przyjmować "zróżnicowane kwoty majątkowe", a także dwa mieszkania i pięć działek budowlanych.

PO żąda wyjaśnień od premiera i prezesa PiS ws. "afery radomskiej"

Tymczasem politycy PO zapowiedzieli w czwartek złożenie wniosku o rozszerzenie porządku najbliższego posiedzenia Sejmu; chcą by premier Mateusz Morawiecki złożył wówczas wyjaśnienia dot. doniesień medialnych o zamieszaniu części polityków PiS z Radomia w sprawy korupcyjne.

Według polityków PO, ze sprawy powinien wytłumaczyć się też publicznie prezes PiS Jarosław Kaczyński.

Do sprawy odnieśli się na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie posłowie PO: Andrzej Halicki, Marcin Kierwiński i Mariusz Witczak.

- Mamy dziś kolejne informacje o skandalach, które dotyczą funkcjonowania w PiS, polityków PiS i ich bezkarności. Tym razem jest to sprawa umorzenia afery radomskiej przy ewidentnych materiałach dowodowych zebranych przez odpowiednie służby. Nie jest to pierwsza sprawa tego typu, dlatego dziś podczas Konwentu Seniorów, dotyczącego porządku najbliższego wrześniowego posiedzenia Sejmu, złożymy wniosek o rozszerzenie go o punkt dot. wyjaśnienia przez premiera wszystkich umorzeń przez prokuraturę spraw, które dotyczą polityków PiS - powiedział Halicki.

Zaznaczył, że chodzi mu o "niejasności, w takich kwestiach jak afera PCK we Wrocławiu, afera radomska, kwestia Polic, kwestia Warszawy i wszystkich innych miejsc, w których politycy PiS-u mogli liczyć na bezkarność, z uwagi na polityczną działalność i interwencję prokuratury".

- Te afery nie mogą pozostać bez wyjaśnienia. Żądamy od premiera szczegółowych wyjaśnień. To pismo na dzisiejszym Konwencie Seniorów poprą, mam nadzieję, wszystkie kluby opozycyjne – zaznaczył Halicki.

Witczak dodał, że "swego czasu Radom był najważniejszym miejscem na mapie samorządowej PiS"; wskazywał też na obecną rolę wymienionego w artykule Marka Suskiego. Mówił, że w związku z artykułem prezes PiS Jarosław Kaczyński powinien wytłumaczyć się publicznie, jaką wiedzę posiadał w związku z aferą w Radomiu i w jakim zakresie był informowany.

Polityk PO pytał też prezesa PiS, co zrobił z wiedzą, jaką miał. Podkreślił, że jeśli Kaczyński wiedział, że są podejrzenia wobec polityków PiS, powinien był zgodnie z prawem zawiadomić organy ścigania.

- Interesujące jest to, czy Jarosław Kaczyński był w tej sprawie przesłuchany jako świadek. To samo dotyczy Marka Suskiego, przypomnę, jednego z najważniejszych polityków w rządzie Morawieckiego. Marek Suski, szef struktur i osoba, która wystawiała certyfikat uczciwości czy braku uczciwości dla niektórych polityków PiS-u. To jest sytuacja kuriozalna i skandaliczna. Dzisiaj Jarosław Kaczyński i żądamy tego od niego, musi publicznie zabrać głos w tej kwestii, ponieważ bardzo poważny cień padł na jego osobę, w kontekście afery radomskiej. Wyobrażamy sobie również, że bardzo szybko zostanie wznowione śledztwo w tej sprawie – mówił Mariusz Witczak.

Podkreślił, że zarówno Suski jak i Kaczyński nie są osobami uprawnionymi do tego, by "wystawiać certyfikat uczciwości czy braku uczciwości".

Kierwiński ocenił, że "tylko w bananowych republikach dzieje się tak, że dyktator decyduje jednoosobowo, kto jest winny a kto nie". Zapowiedział, że PO będzie chciała, by sprawą zajęła się też sejmowa komisja ds. służb specjalnych i by na jej posiedzeniu wyjaśniono, "dlaczego pracę tracą agenci służb po tym, jak udokumentowane materiały trafiają na biurka ich przełożonych". Ocenił, że obecnie CBA jest "policja polityczną, służącą tuszowaniu spraw, a nie walką z korupcją".

Poseł Nowoczesnej chce zwołania komisji ds. specsłużb w związku z doniesieniami "GW"

- Wnoszę do przewodniczącego komisji ds. służb specjalnych o zwołanie posiedzenia komisji w celu wyjaśnienia działań służb w związku z możliwym zatuszowaniem afery korupcyjnej w Radomiu - oświadczył w piątek Adam Szłapka z Nowoczesnej.

Zdaniem Szłapki artykuł "Wyborczej" potwierdza tezę, że "tam gdzie PiS pojawia się u władzy, tam jest skok na kasę". - Widzimy to od 2015 r. bardzo widocznie we wszystkich spółkach skarbu państwa i ministerstwach - przekonywał na konferencji prasowej w Sejmie.

Drugim wnioskiem wyciągniętym z publikacji przez posła Nowoczesnej jest to, że PiS "stara się wykorzystywać władzę i środki administracyjne, w tym służby specjalne, do tego, żeby kryć swoich i nie rozwiązywać problemów, które są bardzo poważne, jeśli chodzi o korupcję". - A CBA, przypomnę, nie powstawało po to, żeby szukać haków na przeciwników a chronić swoich, tylko po to, żeby walczyć z korupcją - dodał.

- Jako członek komisji ds. służb specjalnych napisałem pismo i wnoszę do przewodniczącego komisji służb specjalnych o zwołanie specjalnego posiedzenia po to, żeby tę sprawę wyjaśnić - oświadczył polityk.

OŚWIADCZENIE CBA
9 grudnia 2013 roku Centralne Biuro Antykorupcyjne wszczęło sprawę operacyjną SOR73/13 dotyczącą nieprawidłowości w radomskim urzędzie. Sprawa została zakończona za czasów kierowania CBA przez Pawła Wojtunika (7 sierpnia 2015 roku). Nie jest więc prawdą teza „Gazety Wyborczej”, że w 2016 roku funkcjonariusz prowadzący ww. sprawę został od niej odsunięty.
Czynności procesowe CBA rozpoczęło z niezrozumiałych względów w trybie niecierpiącym zwłoki, w czasie trwania kampanii wyborczej do samorządu, 6 października 2014 roku. Na podstawie działań Biura prokuratura wszczęła śledztwo 17 października 2014 roku, w sprawie podejrzenia korupcji w działaniu osoby wykonującej mandat radnego w Radomiu. Przez ponad rok, kiedy CBA kierował Paweł Wojtunik, nikomu nie przedstawiono zarzutów. Część hipotez zawartych w materiale CBA, m.in. dotyczących korupcji w działaniach Prezydenta Radomia Andrzeja Kosztowniaka, po weryfikacji nie znalazło potwierdzenia w materiale śledczym. Sam Andrzej Kosztowniak został dwukrotnie przesłuchany w śledztwie w charakterze świadka.
Do dziś w śledztwie zarzuty usłyszały 4 osoby, były wiceprezydent Radomia Igor M., były radny PiS Karol S. oraz Kamil T. i Mirosław K. Zarzuty podejrzani usłyszeli w latach 2017-2018. Śledztwo jest w toku, CBA wykonuje w nim czynności zlecone przez Prokuraturę Regionalną w Lublinie. Działania te mają na celu weryfikację wszystkich wątków we wskazanej sprawie.
CBA swoje działania prowadzi w oparciu o przepisy prawa i decyzje prokuratury. Nie ma i nie będzie żadnego parasola ochronnego nad osobami, które dopuszczają się działań sprzecznych z prawem. CBA prowadzi działania bez względu na powiązania czy stanowiska osób, które mogą dopuszczać się łamania prawa. Sugerowanie, że jest inaczej jest niedopuszczalną insynuacją.