W środowym wydaniu "GP" opublikowała protokoły oględzin miejsca katastrofy smoleńskiej, sporządzone przez funkcjonariuszy rosyjskich. Według informacji gazety, dokumenty te znalazły się w aktach rosyjskiego i polskiego śledztwa (tom 167, karty 34700, 34702, 34704; tom 177, karty 43428, 43429). "Przez lata żaden z polskich prokuratorów - ani przed 2015 r., ani potem - nie poddał ich jednak dokładnej analizie" - czytamy w artykule.

Reklama

Jak informuje "GP" - pierwszy protokół dotyczy oględzin wrakowiska, rozpoczętych o godz. 14.30. Zawiera on opis 12 znalezionych obiektów, w tym pary pomarańczowych skrzynek tworzących rejestrator pokładowy MŁP-14-5 (MSRP-64M-6, który zapisuje parametry lotu na taśmie magnetycznej). Zostały one znalezione "w toku oględzin sektora nr 12". Część protokołu, do którego dotarła gazeta, brzmi: "Na prawo od obiektu nr 6 w kierunku na wschód znaleziono pokładowy rejestrator MŁP-14-5 w obudowie koloru pomarańczowego o kształcie cylindrycznym. W chwili oględzin uszkodzeń obudowy nie stwierdzono". Skrzynka została oznaczona jako obiekt nr 7. Chwilę później rosyjscy funkcjonariusze natrafili na drugi element (obiekt nr 8) tego samego rejestratora - podaje gazeta.

We fragmencie protokołu opublikowanym w "GP" czytamy, że: "Na prawo od obiektu nr 7 w kierunku na wschód znaleziono rejestrator katastroficzny w obudowie koloru pomarańczowego o kształcie cylindrycznym. W chwili oględzin nie stwierdzono uszkodzeń obudowy [tu dwa wykreślone wyrazy]. Na przedniej stronie obiektu (u góry) znajduje się tekst naniesiony barwnikiem koloru białego: "Flight Recorder".

Z dalszej części dokumentów wynika, że "obiekt nr 7 i nr 8 zostały zabezpieczone we właściwy sposób celem przekazania ich w następnej kolejności przedstawicielom MAK". Procedura zabezpieczenia czarnych skrzynek - jak wyjaśnia gazeta - została opisana w kolejnym fragmencie protokołu: "Podczas dokonywania czynności śledczych zabrano 12 obiektów wymienionych w protokole oględzin miejsca zdarzenia, które zostały w stosowny sposób zabezpieczone w polietylenowych workach i opatrzone podpisami osób przybranych i śledczego".

Z analizy dokumentów przez dziennikarzy "Gazety Polskiej" wynika, że "rosyjscy funkcjonariusze odnaleźli po godz. 14.30 najważniejszy dowód w badaniu katastrofy - rejestrator lotu z Tu-154. Stwierdzili, że nie jest on uszkodzony, zapakowali go w polietylenowe worki, oznakowali i zabrali z miejsca katastrofy celem przekazania MAK".

Gazeta przypomina, że tego samego dnia o godz. 20.30 oględziny sektora nr 12 odbyły się ponownie i z nich również sporządzono protokół. W opublikowanym w artykule fragmencie protokołu czytamy, że "trzy metry na wschód od fragmentu skrzydła i cztery metry od strony północnej ujawniono rejestrator pokładowy koloru pomarańczowego". W dalszej części dokumentu zapisano: "Czynności wracają do rejestratora pokładowego nr 1 koloru pomarańczowego, od strony górnej znajduje się napis rejestrator katastroficzny i Flight Recorder. W górnej części znajduje się pokrywa i dwa metalowe uchwyty. W górnej części obudowy w okolicy uchwytów poszycie azbestowe ma uszkodzenia w kształcie różnych pęknięć, analogiczne uszkodzenia są widoczne na częściach bocznej i dolnej. Również w części dolnej ujawniono wiązkę uszkodzonych przewodów, wychodzących z otworu technologicznego".

Reklama

Z dalszej części dokumentu opublikowanego w artykule znajduje się zapis, z którego wynika, że "powyższy rejestrator zabezpieczono i zapakowano do pudełka kartonowego. Pudełko kartonowe zaklejono skoczem. Na pudełku naklejono białą kartkę papieru z notatką informującą: Rejestrator pokładowy nr 1. Na powyższej kartce papieru umieszczono podpisy osób uczestniczących w czynnościach oraz śledczego".

Według informacji "GP", w drugim elemencie składającym się na rejestrator MŁP-14-5 także stwierdzono poważne uszkodzenia: "Oględziny przenoszą się do rejestratora pokładowego nr 2. Rejestrator pokładowy nr 2 ma kształt okrągłego pomarańczowego przedmiotu. W górnej części rejestratora znajduje się napis: MŁP-14-5. Katastroficzny rejestrator Flight Recorder. W górnej części rejestratora znajdują się dwa uchwyty, na jednym z nich widać uszkodzenie w postaci wgięcia. Na obudowie widać liczne i rozległe uszkodzenia osłony azbestowej. Powyższy rejestrator pokładowy zabezpieczono w trakcie oględzin miejsca zdarzenia. Wyżej wymieniony rejestrator zapakowano do pudełka kartonowego i zaklejono skoczem [taśmą klejącą]. Na pudełku naklejono białą kartkę papieru z notatką informującą: Rejestrator pokładowy nr 2. Na powyższej kartce papieru umieszczono podpisy osób uczestniczących w czynnościach oraz śledczego, przystemplowano pieczęcią MMSUT SK przy Prokuraturze FR. W trakcie zabezpieczenia rejestratorów pokładowych osłony nie otwierano".

Z analizy dokumentów przez "Gazetę Polską" wynika, że "wieczorem w tym samym sektorze wrakowiska Rosjanie po raz drugi znaleźli rejestrator MŁP-14-5, który - jak wynika z protokołów - wcześniej w stanie nieuszkodzonym został zapakowany do worków i przekazany MAK".

Urządzenie znalezione wieczorem stało się podstawowym dowodem w śledztwie rosyjskim, a pochodzące z niego kopie - fundamentem raportów MAK i komisji Jerzego Millera - podaje gazeta. Według "GP", wykluczone jest, "że w obu przypadkach mogło chodzić o te same urządzenia". Tłumaczy, że "rejestratory znalezione po południu zostały poddane dokładnym (z protokołu wynika, że trwającym nawet kilka godzin) oględzinom - i nie wykazały żadnych uszkodzeń". W artykule podkreślono, że według dokumentów rejestratory zabezpieczono i zabrano z miejsca katastrofy, tymczasem "skrzynki odnalezione po godz. 20.30 były wyraźnie uszkodzone".

"Gazeta Polska" przypomina również, że oficjele rosyjscy "późnym popołudniem i wieczorem 10 kwietnia mówili, że deszyfracja czarnych skrzynek już się rozpoczęła (m.in. minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu), że odnaleziono czarne skrzynki, wynika z nich, iż pilot lądował mimo zakazu rosyjskich kontrolerów lotu (przewodniczący Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Aleksander Bastrykin)". "Także Edmundowi Klichowi, późniejszemu akredytowanemu przedstawicielowi RP przy komisji Anodiny, wymsknęło się, że pokazane mu wieczorem 10 kwietnia czarne skrzynki mogły być już przez Rosjan wcześniej przemieszczane" - czytamy w artykule. Zdaniem "GP", "wszystko wskazuje więc na to, że Rosjanie dokonali niebywałej w dziejach badania katastrof lotniczych i wręcz potężnej manipulacji, podmieniając oryginalny rejestrator parametrów lotu na inne urządzenie".