- Sytuacja zmieniła się po tym, jak Robert Biedroń zapowiedział start swojego ugrupowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ma być jedynką na listach wyborczych w Warszawie. Jeśli wcześniej Biedroń nie dogada się z władzami Koalicji Obywatelskiej, a wszystko wskazuje, że do wyborów pójdzie osobno, to w stolicy zabierze sporo głosów, na które liczyła właśnie Ewa Kopacz jako kandydatka Platformy – mówi Wirtualnej Polsce polityk z kręgów kierownictwa PO.

Reklama

Portal przypomina, że do tej pory to właśnie była szefowa rządu miała obiecane pierwsze miejsce na listach wyborczych do PE w Warszawie. Jej notowania wzrosły po tym, jak Bronisław Komorowski oficjalnie oświadczył, że nie wystartuje w eurowyborach. Tyle że wówczas nie było mowy o nowym ruchu Biedronia, który wśród liberalnych stołecznych wyborców cieszy się niemałym poparciem.

Dodatkowo, na warszawskich listach Koalicji Obywatelskiej mają znaleźć się także czołowi politycy Nowoczesnej oraz Barbara Nowacka. To właśnie ona, według wewnętrznych sondaży, miałaby największe szanse w starciu z Biedroniem w Warszawie, zauważa WP. - Po tym, jak Nowacka przyłączyła się do Koalicji Obywatelskiej, zaatakował ją właśnie Biedroń. Za swoje słowa o tresowaniu później przepraszał. W kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego drugi raz nie zaatakowałby Barbary – mówi informator portalu.

Co zatem z Kopacz? Serwis gazeta.pl informował jakiś czas temu, że może wystartować z okręgu radomskiego, a więc z tego samego, z którego zdobyła mandat do Sejmu. Jednak według informacji WP, tym razem wysokie miejsce na liście w tym okręgu ma dostać poseł Andrzej Halicki, zaufany człowiek Grzegorza Schetyny. Do tego start ma też zagwarantowany europoseł PSL Jarosław Kalinowski. O miejsce dla byłej premier będzie więc trudno.

"To dlatego w ostatnim czasie pojawił się pomysł, żeby była premier startowała w Gdańsku" - informuje WP. – Tu mieszka jej córka z rodziną. To dla niej drugi dom, często przyjeżdża nad morze, zostaje na dłużej – mówi źródło portalu. "Dodatkowym argumentem miałoby być to, że w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego Platforma uzyskała tu najlepszy wynik w skali całego kraju – 47,69 proc. I zdobyła dwa mandaty do PE: europosłami zostali Janusz Lewandowski i Jarosław Wałęsa" - czytamy.

Tym samym dla Kopacz pojawia się kolejny kłopot, bowiem według rozmówców WP, przy obsadzie list wyborczych to właśnie Lewandowski i Wałęsa będą brani pod uwagę w pierwszej kolejności. "Ten pierwszy ma ogromne doświadczenie w pracy europoselskiej, był unijnym komisarzem ds. budżetu. Ten drugi, po porażce w wyborach samorządowych na prezydenta Gdańska, będzie chciał kontynuować kolejną kadencję w Parlamencie Europejskim" - zauważa portal.

Sama Ewa Kopacz w rozmowie z WP utrzymuje, że w PO nie było jeszcze w ogóle rozmów na temat rozmieszczenia kandydatów na listach do PE. - Takich rozmów z przewodniczącym Grzegorzem Schetyną jeszcze nie było. Będę mogła odpowiedzieć na takie pytanie, jak zaczną się ostateczne przymiarki do list, które będą - mam taką nadzieję - listami szerokokoalicyjnymi. Trudno więc dzisiaj mówić, gdzie ja bym się czuła lepiej. Jeśli będą takie rozmowy, będą rozważane wszystkie warianty - mówi.

Reklama

- Nie ma też mojej ostatecznej decyzji, czy w ogóle będę startować. Autentycznie brałam to pod uwagę w ubiegłym roku, ale jak to w polityce, tak wiele się dzieje z miesiąca na miesiąc, że trzeba się poważnie zastanowić i podjąć racjonalną decyzję. Jeśli miałabym się zdecydować, że będzie to kontynuacja mojej politycznej drogi przy równoczesnym reprezentowaniu Polski w Europie w zdeterminowany sposób, to pewnie wyrażę zgodę, jeśli tylko Grzegorz Schetyna mi taką propozycję złoży - podsumowuje była premier.