Wspólnie organizowali strajki w Stoczni Szczecińskiej i walczyli przeciw komunistycznej dyktaturze. Od jakiegoś czasu spotykali się na sali sądowej. Dziś w sprawie o zniesławienie, wniesionej przez Jurczyka, sąd pozew oddalił. Eugeniusz Szerkus miał prawo nazwać Jurczyka agentem bezpieki, bo to prawda.

Sąd przypomniał, że Jurczyk podpisał zobowiązanie służbom specjalnym, pokwitował odbiór pieniędzy i ostatecznie sporządził - w swojej ocenie - nikomu nieszkodzące sprawozdania. "Już z tych faktów, nie trzeba było ich więcej, wywodzić można prostą, bardzo pewnie bolesną dla powodu prawdę, że da się go zakwalifikować jako osobę określoną przez pana Szerkusa jako agent bezpieki bez konotacji oceniającej ten stan rzeczy" - podkreślono w orzeczeniu.

Jurczyk zapowiedział już, że odwoła się od wyroku. Na razie musi zapłacić Szerkusowi 1560 złotych kosztów postępowania procesowego.

Szerkus i Jurczyk pracowali w szczecińskiej stoczni, razem działali w strajkach grudniowych i styczniowych '70 i '71 roku. Marian Jurczyk, który przewodził szczecińskim strajkom w 1980 roku, został w 1999 roku uznany za kłamcę lustracyjnego. Od tego wyroku odwoływał się dwukrotnie. W końcu w 2002 roku Sąd Najwyższy oczyścił go z zarzutu kłamstwa. Bo choć podpisał zobowiązanie do współpracy, to przekazywał wyłącznie nieprzydatne informacje. A to nie pozwalało uznać go za agenta w myśl ustawy lustracyjnej.