Tyszka w lutym we wniosku do szefa MSZ Jacka Czaputowicza zaapelował o wpisanie p.o. izraelskiego ministra spraw zagranicznych Israela Katza na listę osób niepożądanych.
Wniosek był odpowiedzią na wypowiedź Katza, który odnosząc się do słów przypisanych przez izraelskie media szefowi izraelskiego rządu Benjaminowi Netanjahu stwierdził: "Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami. I jak powiedział Icchak Szamir, były premier Izraela, któremu Polacy zamordowali ojca: Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych".
Katz odniósł się w ten sposób do wcześniejszej wypowiedzi Netanjahu, który - według dziennika "Jerusalem Post" - miał powiedzieć w Warszawie podczas szczytu bliskowschodniego, że Polacy kolaborowali z nazistami w Holokauście. Informację tę zdementowała później ambasador Izraela w Polsce Anna Azari. Jak przekazała z kolei rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, Netanjahu potwierdził, że w żadnym momencie nie przypisywał Polsce ani polskiemu narodowi odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej i że nie padła z jego strony nawet najmniejsza sugestia tego rodzaju.
Tyszka w piśmie do szefa MSZ, wypowiedzi Katza ocenił jako "haniebne" i "rasistowskie". Zaznaczył też, że powinny się one spotkać się z natychmiastową i stanowczą reakcją rządu, w tym z wpisaniem Israela Katza na listę osób w naszym kraju niepożądanych.
W piśmie do marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego stanowisko resortu ws. pisma Tyszki przekazał wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk. "Decyzja o umieszczeniu p.o. ministra spraw zagranicznych Israela Katza na liście cudzoziemców, których pobyt na terenie RP jest niepożądany, spotkałaby się z pewnością - na zasadzie wzajemności - z retorsją strony izraelskiej w postaci uznania polskiego ministra spraw zagranicznych za osobę niepożądaną w Izraelu. Mając na względzie powyższe, jak również kontekst trwającej w Izraelu kampanii wyborczej uznajemy, że podjęcie takiego działania mogłoby doprowadzić do niepotrzebnej z punktu widzenia polskich interesów eskalacji kryzysu" - napisał Wawrzyk.
"Należy podkreślić, że Polska w zdecydowany sposób zareagowała na słowa Israela Katza, odwołując udział swojego przedstawiciela w szczycie premierów Grupy Wyszehradzkiej i Izraela w Jerozolimie. Ponadto, do Ministerstwa Spraw Zagranicznych wezwana została ambasador Izraela Anna Azari, której przekazany został nasz całkowity brak aprobaty dla tego rodzaju obraźliwych i powielających najgorsze stereotypy wypowiedzi. W trakcie tej rozmowy, jak również w publicznych wypowiedziach ministra Jacka Czaputowicza, jasno komunikowaliśmy oczekiwanie na adekwatną reakcję strony izraelskiej" - czytamy w piśmie.
"Warto również zwrócić uwagę, że słowa ministra Katza spotkały się z negatywną oceną ambasador USA w Warszawie oraz szeregu przedstawicieli środowisk żydowskich, w tym Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP oraz przewodniczących Światowego Kongresu Żydów oraz Komitetu Żydów Amerykańskich. Te głosy świadczą o zrozumieniu dla polskiego stanowiska i stawiają Izrael w pozycji strony odpowiedzialnej za ostatnie napięcia" - napisał Wawrzyk.
Wiceszef MSZ podkreślił także, że "pomimo zaistniałej sytuacji w dalszym ciągu traktujemy Izrael, jako jednego z naszych istotnych partnerów i zamierzamy rozwijać z tym państwem stosunki dwustronne". "W kontaktach ze stroną izraelską akcentujemy, że powinny być one budowane na prawdzie i szacunku dla cierpienia naszych narodów podczas II Wojny Światowej" - zaznaczył wiceszef MSZ.
Odpowiedź MSZ skomentował Stanisław Tyszka. - Każde poważnie traktujące siebie państwo, po tak skandalicznych wypowiedziach jak ta Israela Katza czy Andrei Mitchell (dziennikarki z telewizji MSNBC, która w swej relacji z Warszawy powiedziała, że podczas powstania w getcie Żydzi "walczyli przeciw polskiemu i nazistowskiemu reżimowi" - PAP) natychmiast wydałoby takim osobom zakaz wjazdu na teren swojego kraju - podkreślił.
- Obawiam się, że brak ostrych reakcji będzie prowokował innych zagranicznych polityków czy dziennikarzy do dalszego obrażania Polski i powielania kłamstw na temat naszej historii. Wzywam ministra Czaputowicza i naszą dyplomację do większej stanowczości i szybkiego wpisywania na listę osób niepożądanych w Polsce, tych wszystkich, którzy szkalują nasz kraj - powiedział Tyszka.