Jerzy Wenderlich, Grzegorz Napieralski, Katarzyna Piekarska, Tadeusz Ferenc - to tylko niektórzy z polityków lewicy, którzy - jak pisze Andrzej Stankiewicz w Onecie - mają wystartować do Sejmu z list PO. Włodzimierz Czarzasty przyznaje, że część z tych transferów go zaskoczyła, choć stara się zbagatelizować sytuację. Wyjaśnia, że choćby w przypadku Tadeusza Ferenca, który zakazał w Rzeszowie Marszu Równości, partia nie udzieliłaby mu poparcia w następnych wyborach. Czarzasty dodaje też, że "większość tych ludzi to dawni działacze SLD, więc zupełnie nikogo nie obchodzą".
Przyznaje jednak, że boli go takie postępowanie Grzegorza Schetyny i oskarża lidera PO o rozbijanie lewicy. Akurat, gdy my zaproponowaliśmy wspólną listę całej opozycji antypisowskiej do Senatu oraz pakt o nieagresji w kampanii, to Schetyna przystąpił do ataku na SLD. Przecież to jakaś paranoja. On jest jak bohater przypowieści, w której żółw przewoził skorpiona na drugą stronę rzeki. Nie dopłynęli, bo skorpion nie mógł zwyciężyć swej natury i ukąsił żółwia - mówi.
Plany Schetyny nie podobają się także członkom PO. Część polityków zarzuca liderowi zbyt mocny skręt w lewo. Innym nie podoba się to, że nowym nabytkom będzie trzeba oddać dobre miejsca na listach. Z kolei inny polityk PO uważa, że Schetyna wyciąga ludzi z SLD, bo nie wierzy w wyborcze zwycięstwo i chce spacyfikować konkurencję, by być - po jesiennej porażce - niekwestionowanym liderem opozycji.