Zgodnie z deklaracjami płynącymi z Pałacu Prezydenckiego wybory parlamentarne odbędą się 13 października. Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) nie miała zastrzeżeń do terminu zaproponowanego przez Andrzeja Dudę. To oznacza, że kampania wyborcza ruszy lada moment.
Pierwsze, co muszą zrobić partie polityczne, to zdecydować, w jakiej formule chcą zarejestrować swój komitet. Czasu jest niewiele, bo termin upływa już 24 sierpnia. Do wyboru są: komitet wyborczy wyborców (tu jednak nie można liczyć na późniejszą subwencję z budżetu państwa), komitet wyborczy partii politycznej (tu subwencja trafia do partii tworzącej komitet) lub koalicyjny komitet wyborczy (subwencja dzielona jest między koalicjantów z zależności od umowy koalicyjnej między nimi, a próg zamiast 5 proc. wynosi 8 proc.).
Po zarejestrowaniu komitetów przyjdzie czas na zbieranie podpisów pod listami kandydatów. Zgodnie z kalendarzem wyborczym 3 września upłynie termin na złożenie list w poszczególnych okręgach. Wykaz kandydatów na posłów powinien być poparty podpisami co najmniej 5 tys. wyborców z danego okręgu. Okręgów w wyborach do Sejmu jest 41, a żeby zarejestrować komitety we wszystkich, wystarczy zebrać podpisy pod listami przynajmniej w połowie z nich. To oznacza, że chcąc mieć zgłoszone listy w całym kraju, komitet musi zebrać łącznie minimum 105 tys. podpisów (minimum po 5 tys. w 21 okręgach). Dla niektórych komitetów to może być poważne wyzwanie organizacyjne.
Reklama
Najtwardszy orzech do zgryzienia ma lewica w składzie: SLD, Razem i Wiosna. Zdecydowano, że będzie to Komitet Wyborczy Lewica (czyli obowiązywać będzie 5-proc. próg wyborczy). Rzecz w tym, że zgodnie z art. 92 kodeksu wyborczego nazwa komitetu wyborczego partii politycznej zawiera wyrazy "Komitet Wyborczy" oraz nazwę partii politycznej lub skrót nazwy tej partii, wynikające z wpisu do ewidencji partii politycznych. Tymczasem ogłoszona nazwa komitetu nie zawiera ani nazwy partii, ani skrótu, np. SLD. A to oznacza, że na dziś lewica takiego komitetu zarejestrować zwyczajnie nie może.
Jak politycy zamierzają z tego wybrnąć? Rzeczniczka SLD Anna-Maria Żukowska tłumaczy, że Sojusz Lewicy Demokratycznej dokona zmiany w swoim statucie i ewidencji partii politycznych tak, aby miejsce obecnie obowiązującego oficjalnego skrótu nazwy ugrupowania, czyli "SLD", zastąpiło słowo „Lewica”. Partia utrzyma swą pełną nazwę, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej. Decyzje te miały być podjęte na wczorajszej konwencji partii w Warszawie, która zaczęła się dopiero o godz. 19.
Jak tę strategię oceniają eksperci? Nasi rozmówcy przypominają, że zmianę statutu partii musi zbadać jeszcze sąd pod kątem tego, czy spełnia wymogi ustawy o partiach politycznych. Z kolei w kontekście kodeksu wyborczego zmiana choćby skrótu nazwy partii czy jej logo musi znaleźć odzwierciedlenie w ewidencji partii politycznych. Takiej aktualizacji również dokonuje właściwy sąd. – Musi to zrobić niezwłocznie, ale czy faktycznie tak się stanie, tego nie wiemy. A im później lewica zawiadomi PKW o utworzeniu komitetu wyborczego, tym mniej czasu będzie miała na zebranie podpisów pod listami – przestrzega Anna Godzwon, specjalistka od prawa wyborczego.
Wtóruje jej były szef PKW Wojciech Hermeliński. – Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że działanie lewicy jest racjonalne. Na dziś istnieje jednak ryzyko, że nie zdąży zebrać podpisów pod listami. Oczywiście sąd może pójść na rękę i dokonać szybkiego wpisu w ewidencji partii politycznych, ale nie możemy tego z góry zakładać. Do tego samo zawiadomienie PKW o utworzeniu komitetu to 2–3 dni i to pod warunkiem, że spełnione są wymogi formalne – mówi sędzia.
Tak więc kluczowe jest to, czy i jak szybko sąd zaktualizuje wpis dotyczący SLD w ewidencji partii politycznych. Bo do zawiadomienia PKW o utworzeniu komitetu wyborczego należy dołączyć wyciąg z tej ewidencji. – Dane w obu miejscach muszą się zgadzać. Jeśli nie, PKW występuje z wezwaniem do usunięcia wady. Jest na to 5 dni, nawet jeśli wypada to już po terminie na rejestrację komitetu – wyjaśnia Krzysztof Lorentz, dyrektor Zespół Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych w Krajowym Biurze Wyborczym.
Pytanie też, czy i jak partie lewicowe zamierzają podzielić się ewentualnymi pieniędzmi z subwencji. – Gdyby to był komitet koalicyjny, sprawa byłaby jasna, tzn. w drodze umowy subwencję podzielono by między partiami wchodzącymi w skład koalicji. Tu mamy przypadek komitetu partyjnego, gdzie na listy SLD wciągnięci mają być działacze partii Razem i Wiosny. Subwencja przypadnie więc SLD, ale tymi pieniędzmi dzielić się nie można, bo nie ma przepisu pozwalającego jednej partii finansować drugą [art. 24 ust. 1 ustawy o partiach politycznych wskazuje zamknięty katalog źródeł, z których powstaje majątek partii – red.]. Analogiczną sytuację mamy po stronie prawicy, gdzie z list PiS startowali politycy Solidarnej Polski i Porozumienia. Ze sprawozdań finansowych tych partii wynika, że to PiS wziął całą kwotę subwencji – tłumaczy Anna Godzwon.
Co z pozostałymi graczami? Wszystko wskazuje na to, że po stronie Zjednoczonej Prawicy sytuacja nie ulegnie zmianie i dalej będzie to komitet partyjny, w którym z list PiS startować będą zarówno działacze Porozumienia, jak i Solidarnej Polski.
Z kolei od polityków PO słyszymy, że na dziś pewny jest start tego ugrupowania (i jego sojuszników) w formie koalicyjnego komitetu wyborczego. – Dzięki temu odchodzą nam też kłopoty z nazwą komitetu, bo w takim przypadku jest większa elastyczność niż w przypadku wariantu, w który idzie lewica – mówi nam jeden z koalicjantów PO. A co będzie w nazwie komitetu? – Na pewno "Koalicja Obywatelska". Pytanie, czy coś jeszcze. Na razie rozmawiamy – mówi nam polityk PO. Jak słyszymy, wciąż trwają uzgodnienia umowy koalicyjnej dotyczącej m.in. późniejszego podziału pieniędzy z subwencji.
Ludowcy już wcześniej wybrali drogę podobną do tej, na którą zdecydowała się lewica, i już dokonali niezbędnych zmian – ich klub parlamentarny nazywa się "Polskie Stronnictwo Ludowe – Koalicja Polska". Taka też ma być nazwa komitetu partyjnego. Już wiadomo, że na tych listach znajdzie się również Paweł Kukiz i jego ludzie. – Nie wchodzę do PSL. Korzystam z ich list, bo sam nie mam ani czasu, ani środków, by zebrać 130 tys. podpisów, by stworzyć własne. Taka jest ordynacja – skwitował lider ruchu Kukiz’15 we wpisie na Facebooku.