Stanisław Piotrowicz dokument informujący o tym, co dokładnie przewoził rządowym samolotem, przekazał portalowi wPolityce.pl.

Reklama

Już wcześniej pojawiło się podejrzenie, że środkiem tym są sztuczne łzy. Na zdjęciu, które poseł udostępnił, widać opis przesyłki.

15 marca 2019 roku poseł PiS przewoził 533 ampułki sztucznych łez wydane dzień wcześniej przez Instytut Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Na dokumencie znajduje się informacja, że należy je "przechowywać w stanie zamrożenia".

- Teraz każdy może zobaczyć, że mówiłem prawdę, że otrzymałem 533 ampułek leku, który trzeba przewieźć w stanie głębokiego zamrożenia. Co więcej, żona została przez lekarzy pouczona, że w przypadku rozmrożenia lek trzeba wyrzucić. Żona musiała podpisać też protokół przekazania leku i przyjąć do wiadomości, że wie, jak go przechowywać - poinformował polityk w rozmowie z portalem.

Dodał, że jego żona cierpi na suchość oka, a koszt sztucznych łez wynosił około 600-700 złotych.

- Żona była prywatnie w Instytucie, zapłaciła za wszystko własnymi pieniędzmi, między 600 a 700 złotych. Lek został nam wydany 14 marca, a z Marszałkiem mogłem polecieć, dzięki jego ludzkiej życzliwości, 15 marca. Powiedziałem całą prawdę i tylko prawdę. Wstyd mi za media, które bez sprawdzenia rzucają słowo "kłamstwo", nazywają mnie kłamcą. Jak tak można? - pyta.

Reklama

Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronie Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa im. dr. Konrada Vietha w Radomiu, preparat, jakim są sztuczne łzy, składa się w 91 proc. z wody, w 8 proc. z białek (albuminy i globuliny) oraz w ok. 2 proc. z elektrolitów i hormonów. Wyodrębnia się je z krwi pacjenta i stosuj przy zespole "suchego oka".

Do 18 godzin od pobrania krwi od pacjenta należy je transportować w temperaturze pokojowej w oryginalnym opakowaniu. Po tym czasie muszą być transportowane w stanie zamrożenia. Tak też muszą być przechowywane. Ich ważność mija rok po dacie produkcji.

Posłowie PO-KO mówili w środę na konferencji prasowej w Sejmie, że z lotów samolotem z marszałkiem Sejmu w sposób nieuprawniony - "jak prywatnym odrzutowcem" - korzystali m.in. poseł PiS Stanisław Piotrowicz i jego żona Maria. Na liście znaleźli się też Zdzisław Krasnodębski, Anna Krasnodębska, Bogdan Rzońca, Krystyna Wróblewska "i wielu innych w tym asystenci marszałka Kuchcińskiego".

Piotrowicz pytany przez PAP o te doniesienia wskazał, że był to wypadek losowy, a może nawet stan wyższej konieczności. Tego dnia moja żona opuściła Instytut Hematologii i Transfuzjologii. Po wyjściu ze szpitala otrzymała ponad 560 ampułek leku, który zostały dla niej specjalnie wyprodukowany i muszą one przebywać w stanie mocnego zamrożenia. Te fakty są udokumentowane pobytem w Instytucie i wydaniem tego leku oraz zalecenia, że musi on być przechowywany w stanie zamrożenia. Gdyby lekarstwo się roztopiło byłoby do wyrzucenia - mówił Piotrowicz.

Polityk PiS dodał, że początkowo planował powrót z żoną do domu samolotem rejsowym, ale nie było wolnych miejsc. Do mnie się jedzie autobusem 9 godzin, a samochodem w dobrych układach 6 godzin. Poszukując możliwości transportu dowiedziałem się, że pan marszałek Kuchciński będzie leciał do Rzeszowa i tak się w tamtym czasie wydawało, szczęśliwie złożyło, że będę mógł swoją żonę z lekarstwami zabrać i tak się stało - powiedział. Z kolei na antenie RMF, gdy zapytano go, jak mają się czuć zwykli obywatele, którzy mają podobne problemy, dodał, że jest przekonany, że gdyby zwrócili się z takim wyjątkowym problemem do pana marszałka, nie odmówiłby. To nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości.

Piotrowicz wskazał ponadto, że z całej sytuacji robi się otoczkę o jakichś postawach roszczeniowych, że ludziom władzy wolno więcej, a to nie jest prawda. Każdy kto mnie zna, to wie, że żyję skromnie. Całe dorosłe życie pomagam innym i to również w wymiarze materialnym (...) Ponad ćwierć wieku prowadziłem kuchnie i schroniska dla bezdomnych na całym Podkarpaciu. Pomagałem ludziom nie tylko tworząc dachy nad głową, ale też wnosząc swój osobisty wkład finansowy. Odkąd jestem w polityce co roku przeznaczam na cele dobroczynne jedną pensję - mówił Piotrowicz.

Dopytywany czy zapłaci za swój lot oraz swojej żony, polityk odpowiedział, że zawsze płaci za siebie wszystkie rachunki. W tym przypadku też oczywiście zapłacę. Pozostaje tylko pytanie komu i ile - dodał. Czekam na dyspozycje. Będzie taka dyspozycja komu i ile, to oczywiście że zapłacę - zadeklarował Piotrowicz.