Samorządy żądają już nie tylko przesunięcia wyborów prezydenckich, ale i przerwania przygotowań do nich. Bierzecie pod uwagę bojkot?
Jesteśmy zobligowani do przestrzegania prawa. Wybory to ogromne przedsięwzięcie, przy którym pracuje ćwierć miliona osób. Wiele zależy od tego, jak epidemia będzie się rozwijać. Może zabraknąć ludzi do pracy w komisjach wyborczych. Wcześniej trzeba ich przeszkolić. Jak to zrobić, skoro mamy zakaz zgromadzeń powyżej dwóch osób? Skierowałem pismo do głównego inspektora sanitarnego z prośbą o wyjaśnienie, jak w bezpieczny sposób przeprowadzić nie tyle wybory, ile same przygotowania do nich. Upór PiS co do majowego terminu jest groźny, może doprowadzić do masowych zakażeń koronawirusem. Będziemy dalej przestrzegać rząd. Jako samorządowcy uważamy, że organizowanie głosowania 10 maja jest nieodpowiedzialne.
Mówi pan, że jesteście "zobligowani do przestrzegania prawa”, a tymczasem każdego dnia pojawiają się kolejni włodarze, którzy otwarcie deklarują, że nie zorganizują u siebie wyborów. To nie jest bojkot?
Nie dziwię się takim deklaracjom. Wszyscy boimy się o zdrowie i życie mieszkańców. Ja ciągle liczę na to, że rząd się opamięta i nie będzie od nas wymagał narażania członków komisji i urzędników pracujących przy organizacji wyborów. Im szybciej taką decyzję podejmie, tym lepiej dla wszystkich. Wierzę też w mądrość białostoczan, którzy zgodnie z zaleceniami rządu zostaną 10 maja w domach. Dziś, i jeszcze przez wiele tygodni, musimy skupić się na walce z pandemią.
Reklama
Na jakim etapie są przygotowania do wyborów?
Terminy z kalendarza wyborczego nie są jeszcze napięte. Trwa nabór do prac w obwodowych komisjach wyborczych. Po 10 kwietnia trzeba będzie członków komisji przeszkolić.
Zgłaszają się chętni?
Na razie jeden komitet zgłosił swoich członków.
Termin zgłaszania składów komisji wyborczych mija 10 kwietnia. Czy na obecnym etapie, w normalnych warunkach, chętni powinni już być?
Na tym etapie zawsze było bardzo duże zainteresowanie pracą w komisjach. Niekiedy mieliśmy tak wielu chętnych, że niezbędne było losowanie składów. Obecnie jest cisza.
Może wasze apele są zbędne, a problem rozwiąże się sam, gdy nie będzie wystarczająco dużo chętnych do pracy przy wyborach?
Taki scenariusz jest realny. Nie przewiduję otwartego bojkotu, ale jest stan wyższej konieczności i tylko formalnie nie mamy dziś wprowadzonego stanu nadzwyczajnego.
Wybory to niejedyny problem samorządowców. Podobno przy istniejących obostrzeniach nie ma jak dowozić ludzi do dużych zakładów pracujących w systemie zmianowym, np. w stoczniach?
Samorządowcy z Łodzi mówili mi o jednym miejscu, w którym pracuje 6 tys. osób, u nas w specjalnej strefie ekonomicznej pracuje 1,5 tys. Zdarzyły się już przypadki, że autobus się nie zatrzymał na przystanku, bo połowa miejsc siedzących była już zajęta. Policja zaleca kierowcom, aby w sytuacji, gdy autobusem miałaby podróżować zbyt duża liczba osób, nie ruszali z przystanku. Takie regulacje powodują poważne problemy z dowozem ludzi do pracy. Tym większe, że wielu kierowców zostało w domach i opiekuje się dziećmi. Gdańsk np. kupił tramwaje przystosowane do przewozu 200 osób. Miejsc siedzących jest tam tylko 28, w świetle obowiązujących przepisów może nimi jeździć 14 osób. Te przepisy nie są dostosowane do realiów. To samorządy powinny decydować, dbając o bezpieczeństwo, ile osób powinno móc podróżować komunikacją publiczną. Ale reguły odgórnie nam narzucono. Przepis łatwo jest napisać, w praktyce jego realizacja bywa niemożliwa.
Samorządy mogą pomóc w organizacji dojazdów pracowników, by wesprzeć firmy?
Wystąpiłem do szefów kilku największych firm w mieście. Zaproponowałem, aby przesunęli godziny pracy, by rozładować obciążenie komunikacji miejskiej w newralgicznych momentach. Już wnioskowaliśmy o wideokonferencję strony samorządowej z premierem Mateuszem Morawieckim, by opowiedzieć mu o problemach, których nie widać z perspektywy kancelarii premiera w Warszawie.
Jak samorządy radzą sobie ze zdalnym nauczaniem?
W piśmie Unii Metropolii Polskich do ministra edukacji sygnalizujemy wszystkie problemy dotyczące e-learningu. Staramy się reagować. Do dyrektorów szkół rozesłaliśmy pisma, w których prosimy o oszacowanie potrzeb. Uruchomimy niedługo projekt na zakup sprzętu komputerowego ze 100-proc. dofinansowaniem europejskim.
Co z rodzinami wielodzietnymi, gdzie jest jeden komputer na kilkoro dzieci?
Szkoły im pomagają. Takie rodziny mogą zgłaszać się do placówek, które w miarę możliwości powinny im wypożyczać komputery.
Jak mocno obecny kryzys uderzy w finanse samorządów?
Niestety bardzo mocno. Jeszcze nie w marcu, bo część środków z podatków zdążyła do nas wpłynąć. Gorzej będzie w kwietniu. Przy założeniu, że obecna sytuacja potrwa miesiąc–półtora, a nie np. trzy, wstępnie szacuję, że dochody własne Białegostoku mogą spaść o 10–12 proc., czyli ok. 60 mln zł. Dotyczy to tylko wpływów z PIT, CIT i opłaty skarbowej. Bo jeśli pojawią się trudności z opłacaniem podatku od nieruchomości, problemy będą jeszcze większe. Proszę też zwrócić uwagę na komunikację miejską. Wiele osób zostało w domach, nie kupują biletów. Tak tworzy się kolejna luka w naszych tegorocznych finansach o wielkości nawet 20 mln zł.
Czym może skutkować wyrwa tej wielkości w finansach takich miast takich jak Białystok?
Trudno powiedzieć, bo być może na ogólnopolskim szczeblu zapadną jakieś decyzje dotyczące funkcjonowania samorządów. Ale na dziś mogę powiedzieć, że inwestycje, których w tym roku nie zaczęliśmy, nie będą realizowane. Tak więc np. planowanego u nas Muzeum Sportu na pewno nie będzie. To samo dotyczy wielu innych przedsięwzięć, w których przetargi nie zostały rozstrzygnięte. Niestety, takie cięcia to wciąż za mało. Musimy szukać oszczędności także w wydatkach bieżących. Jednocześnie trzeba uważać, by nie złamać zasad dyscypliny dotyczących finansów publicznych. Dlatego też zasadne byłoby czasowe zawieszenie art. 242–244 ustawy o finansach publicznych, by w ten sposób poluzować kryteria dotyczące polityki zadłużeniowej samorządów.
Rząd nie zostawia samorządów bez pomocy. Tworzy Fundusz przeciwdziałania COVID-19, którego środkami mają dysponować m.in. samorządy z przeznaczeniem na inwestycje.
Wiemy, że projekt ustawy powołuje taki fundusz oraz że będzie przeznaczony na wydatki związane z przeciwdziałaniem COVID-19. Czekamy na konkretne przepisy i szczegółową informację o wysokości tego dofinansowania.
Wspomniał pan o cięciu wydatków bieżących, czy to znaczy, że władze lokalne poszukają oszczędności u siebie i np. zaczną redukować kadry?
Podpisałem już memorandum na zatrudnianie nowych osób i zastępstwa. Poprosiłem też o drastyczne ograniczenie wniosków o nagrody. One mogą dziś dotyczyć tylko wyjątkowych przypadków, urzędników, którzy działają na pierwszej linii i wystawiają się na większe ryzyko. Jednak nawet gdybyśmy przestali wypłacać pensje urzędnikom, to i tak jest to stosunkowo niewielka pozycja w naszym budżecie. Są dziedziny, na których oszczędzać nie można, np. pomoc społeczna.
Samorządy kierują apele do rządu, by dosypał im więcej pieniędzy i uchronił przed recesją. Ale priorytetem dla rządu jest ochrona miejsc pracy w firmach.
Nam również zależy na ochronie miejsc pracy. Chcemy jednak pokazać, że tak jak przedsiębiorcy, tak samorządy będą wśród pierwszych, gospodarczych ofiar koronawirusa. Jako miasto jesteśmy w tak samo trudnej sytuacji. Jeśli mówimy o problemach miasta, to pośrednio dotyczą one także jego mieszkańców. Przecież odwoływane są imprezy, nie będzie wielu nowych przetargów, rezygnujemy z wielu inwestycji. Potrzebujemy poluzowania gorsetu prawnego. Inaczej to banki będą decydować o być albo nie być samorządów. Albo udzielą im kredytu, albo nie. Brak kredytu postawi część samorządów w stan upadłości.
Samorządy najczęściej decydują się na ulgi, umorzenia lub rozłożenie na raty części lokalnych danin. Czy to wszystko, co mogą zrobić, by ulżyć przedsiębiorcom?
Nie ma żadnego szerszego wachlarza możliwości. Jest napięty budżet i deficyt w wysokości 175 mln zł. W Białymstoku będziemy każdy przypadek rozpatrywać indywidualnie. Jeśli sytuacja jest trudna, firma ma problem z regulacją zobowiązań, postaramy się pomóc. Nie mówimy tu przecież o pomocy rozwojowej, tylko w celu przetrwania.
Rządowa tarcza zakłada przekazanie gminom dodatkowych kompetencji, jak np. możliwość wprowadzenia przez gminy zwolnień z podatku od nieruchomości. Skorzystacie z niej?
Po wprowadzeniu tych przepisów opracujemy listę branż, które nie są w stanie regulować zobowiązań i takie ulgi będą.
Co będzie z samorządami w najbliższych miesiącach?
Scenariusze będą różne, w zależności od kondycji finansowej jednostek. Część samorządów może nie przetrwać tego kryzysu i może dopiero wtedy rząd dostrzeże problem. Na razie rząd zbyt wolno reaguje na nasze sygnały i postulaty.
Do części miast i gmin zawitają rządowi komisarze?
Przepisy dają wojewodzie prawo wystąpienia z takim wnioskiem, jeśli oceni, że organy gminy nie realizują swoich zadań i nie rokują nadziei na szybką poprawę. Jeśli zasady nie zostaną poluzowane, problem dotknie setek samorządów. Może powiaty się uratują, bo one właściwie nie mają dochodów własnych, które mogłyby stracić. Paradoksalnie to, co przez lata było ich największą słabością, dziś może się okazać siłą. Kryzys najbardziej uderzy w duże miasta.