MICHAŁ KARNOWSKI: Kiedy Dorota Gawryluk wróci do telewizji publicznej?
DOROTA GAWRYLUK*: Rozumiem, że pytanie związane jest z tym, że Andrzej Urbański proponuje powrót właściwie wszystkim.

Tak można słowa prezesa TVP rozumieć: zaprasza wszystkich, którzy „nie mylą funkcji oficera politycznego z dziennikarstwem”.
Ciekawe. Ale ja mam interesującą pracę w TV Biznes, nie zamierzam jej zmieniać, nie szukam nowego zajęcia. Nie będę więc wydzwaniała ani wysyłała męża, żeby załatwił mi posadę.

Reklama

To jedyny powód? Gdyby pani chciała, mogłaby pracować w obecnej TVP?
Kiedy odchodziłam z TVP, to nie był to protest przeciwko jednej osobie prezesa Andrzeja Urbańskiego, ale generalnie - przeciwko obecności tam polityków. Przeciwko temu, że politycy wybrali polityka na szefa telewizji publicznej.

Czy zatem dziś TVP jest telewizją polityczną?
Nie potrafię tego ocenić, jeśli chodzi o mechanizmy wewnętrzne, bo mnie tam nie ma. A to, o czym słyszę, np., że w "Wiadomościach" zamiast jakiegoś materiału o proteście pielęgniarek nadano informację z Brukseli, wydaje mi się mało poważne. Nie zostały przedstawione żadne zarzuty, które by uzasadniały aż taki bój o telewizję publiczną. Nie widzę nic takiego, co by na przykład pozwoliło zakwalifikować TVP jako telewizję PiS.

Mimo to premier Tusk mówi, że Andrzej Urbański powinien natychmiast odejść. Może on to widzi?
Przede wszystkim to, że premier wypowiada się, kto ma być, a kto nie prezesem, świadczy o tym, że Platformie też zależy na mediach publicznych. Ja bym postawiła TVP inny zarzut: że jest tam niewielu dziennikarzy potrafiących po prostu robić dobre i ciekawe programy czy materiały. To wynik wieloletniego procesu. Gęba, jakiej dorobiła się TVP, jest taka, że jak ktoś coś potrafi, to woli pracować gdzie indziej. Są więc wpadki, ale to co innego niż upartyjnienie.

Co musieliby zrobić politycy, by uwierzyła pani, że chodzi im nie o przejęcie mediów publicznych, ale o ich niezależność?
Musieliby tego wcale nie ruszać. Nie zmieniać, patrzeć na ręce, piętnować błędy, sprawdzać. Ale nie brać władzy w mediach publicznych. Na to nikt się dotąd nie zdobył.

Czyli czeka nas kolejne przejęcie?
To będzie targ. Tak czy inaczej wygra jeden lub drugi układ polityczny.

Reklama

Pomimo to obserwujemy dwa wielkie powroty. Zacznijmy od Bronisława Wildsteina. Ma pani do niego żal?
Nie mam żalu. On został odwołany z funkcji prezesa z powodu własnej niezależności. Był naprawdę niezależnym szefem, o czym przekonałam się osobiście. Potrafił postawić się wszystkim. Jest doskonałym dziennikarzem i ma prawo uprawiać tam ten zawód.

Pod prezesem politykiem?
Ale Wildstein nie odchodził stamtąd pod tym sztandarem. Został odwołany. Nie chcę oceniać innych dziennikarzy i być w grupie dziennikarzy zajmujących się stygmatyzacją kolegi.

Więc o Tomaszu Lisie nie powie pani pewnie ani słowa. Zdziwiło panią jego wejście do TVP?
O decyzji Lisa rzeczywiście nic nie powiem. Ale mogę ocenić w tym kontekście jego wcześniejsze, bardzo ostre wypowiedzi o dziennikarzach z TVP. Dziś ich intencja jest jasna - chodziło o jego własne interesy, o to, by to on, a nie inni pracowali w telewizji publicznej.

Pani zarzucał brak kompetencji.
Tak, niestety. I to mimo że kilka miesięcy wcześniej sam proponował mi pracę w Polsacie, codzienny talk-show. Wtedy byłam kompetentna? Widać, że były to argumenty formułowane na użytek bieżącego interesu Tomasza Lisa. Mogę się tylko śmiać, że chodziło o tak miałką sprawę – by to on pracował w TVP, a nie ja. I kiedy już tam pracuje, to nagle okazało się, że ma dobre zdanie także o prezesie Urbańskim. Naprawdę śmieszne. Poglądy można więc zmieniać w zależności od kasy, jaką się dostaje.

Chce pani przeprosin?
Nie dałoby mi to żadnej satysfakcji. Nie przejmuję się tym, co mówi Lis, bo sam pokazał, że nie ma to większego znaczenia.

A czy TV Biznes naprawdę spełnia pani ambicje?
Spełnia. Ale nie mówię, że nie spróbuję jeszcze czegoś na nowej antenie, może szybciej, niż wszyscy sądzą. Na pewno jednak nie będzie to związane z prezesem Urbańskim.

p

Dorota Gawryluk, dziennikarka, publicystka. Przez lata związana z Polsatem. Odeszła z TVP po nominacji na prezesa Andrzeja Urbańskiego