"To kompromitacja Ćwiąkalskiego" - tak Zbigniew Ziobro komentuje informację, że ponoć zniszczony przez niego służbowy laptop okazał się sprawny (udowodniła to wczoraj dziennikarka "Faktów" TVN). Jednak obecny minister sprawiedliwości tłumaczył na konferencji prasowej, że telewizja sfilmowała... nie ten laptop, co trzeba. Na dowód pokazał dziennikarzom, jak twierdzi, właściwy komputer - ten, którego używał Ziobro.

Reklama

Były szef resortu sprawiedliwości uważa jednak, że jego następca celowo próbuje go skompromitować. "Minister Zbigniew Ćwiąkalski zobowiązał się Donaldowi Tuskowi i Grzegorzowi Schetynie, że przyniesie im dowody na moją nielegalną działalność w ministerstwie" - utrzymuje Ziobro. Polityk PiS dodaje, że słyszał to od polityków Platformy, którzy mieli mu ujawnić, iż Ćwiąkalski osobiście obiecał premierowi, że "przyniesie kwity na Ziobrę na talerzu".

Dyktafon, laptop, dokumenty i... kubeczek

"Najpierw miałem dostarczyć nie ten dyktafon. Okazało się, że dostarczyłem ten właściwy. Potem zniszczyłem laptop, ale okazuje się, że jednak działa. No to Ćwiąkalski obciąża mnie dalej - teraz ponoć zniszczyłem jakieś dokumenty" - mówi dziennikowi.pl były szef resortu sprawiedliwości.

I kpi: "Czekam, jak zabiorą się za kubeczki w ministerstwie. I jeśli znajdą na jednym pęknięcie, to zamówią międzynarodowych ekspertów, a specjalna grupa prokuratorów oskarży mnie o zniszczenie państwowego mienia. A pęknięte kubeczki Ćwiąkalski zaniesie Tuskowi i Schetynie na talerzu".

Ziobro przyznaje: Uszkodziłem sprzęt

Zbigniew Ziobro potwierdza, że uszkodził laptop na przełomie 2006 i 2007 roku podczas przenosin w budynku resortu. "Pękła tylna obudowa, ale laptop działał. Poprosiłem dyrektora generalnego o inny komputer. Kiedy odchodziłem z resortu, dwa razy kontaktowałem się z dyrektorem, bo zdawałem sprzęt" - opowiada Ziobro. Wtedy, jak twierdzi, poprosił dyrektora o wycenę uszkodzenia, bo chciał zapłacić za naprawę.

Reklama

"Urzędnicy odpowiadali: dobrze, dobrze. A potem sugerowali, że dyrektor uznaniowo może orzec, iż uszkodzenie było nieumyślne i nie trzeba za to płacić z prywatnej kieszeni. Dlatego Ćwiąkalski mówi nieprawdę, bo to ja sam rozpocząłem sprawę uszkodzenia laptopa i nalegałem, nawet uporczywie, by to zamknąć ostatecznie. Oczywiście, pokryję koszty naprawy" - obiecuje były minister.

Usunął dane z komputera, bo tak nakazuje prawo

Zbigniew Ziobro ujawnił też w rozmowie z dziennikiem.pl, że kiedy odchodził z resortu, sam polecił, by twardy dysk jego służbowego laptopa został wyczyszczony specjalnym programem komputerowym, który bezpowrotnie niszczy wszystkie dane. Według niego, nie ma tu żadnej sensacji, bo tak nakazuje prawo.

"W tym laptopie robiłem notatki w sprawach objętych tajemnicą. Zgodnie z prawem, kiedy przestałem być ministrem, nie mogłem dopuścić do sytuacji, że takie zapisy dostaną się w niepowołane ręce. Zdany komputer trafia bowiem na tzw. skład resortu i może zostać przydzielony innej osobie, np. przysłowiowej pani Ani z działu finansowego. A ona może go zabrać do domu, bo chce popracować po godzinach. Ktoś sprzęt jej ukradnie i tajne informacje wyciekną. Gdybym nie zarządził czyszczenia dysku, to ja złamałbym prawo i to wtedy mnie czekałyby prawdziwe zarzuty" - tłumaczy Zbigniew Ziobro.

"Jeśli Ćwiąkalski teraz sugeruje, że to ja miałem uderzać w laptop młotkiem, to - moim zdaniem - on sam bił głową w laptop, patrząc na to, jakie podejmuje decyzje, co robi i co mówi" - ironizuje polityk PiS.