"Czułem się jak na wykładzie na studiach prawniczych" - stwierdził rzecznik PiS. Kamiński nie szczędził gorzkich słów Platformie Obywatelskiej - to właśnie ona złożyła wniosek o przedstawienie informacji o nielegalnych podsłuchach.

Reklama

"Nie było żadnej tajnej informacji. Za to był wykład z prawa profesora Ćwiąkalskiego. To są po prostu jaja" - kpił poseł. Gdy wniosek PiS o zakończenie posiedzenia upadł, posłowie partii demonstracyjnie wyszli z sali obrad.

Antoni Macierewicz stwierdził z kolei, że złamane zostało prawo. A to dlatego, że posiedzenie otrzymało za wysoką klauzulę tajności. Oznacza to, że zostało ocenione jako bardziej tajne niż w rzeczywistości było - tłumaczył poseł PiS.

Nieco inne wrażenia po posiedzeniu mieli politycy LiD. "Byli bladzi, bardzo przejęci. Te emocje schodziły z ich twarzy w miarę trwania wystąpienia ministra" - relacjonowali politycy lewicy Marek Borowski i Wojciech Olejniczak. Jednak obaj byli zgodni: żadnych tajnych informacji nie było.

W poniedziałek szef sejmowej komisji do spraw specsłużb Janusz Zemke ujawnił w radiu TOK FM, że Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego założyła co najmniej 94 nielegalne podsłuchy. Informacja wywołała burzę.

Ale na tym się skończyło. Poproszony o informację w tej sprawie Zbigniew Ćwiąkalski podkreślił, że żadne sensacyjne wiadomości w jego wystąpieniu się nie pojawią. Na pewno nie padły więc nazwiska.

PiS od początku zarzucała wnioskowi PO, że ujawnienie informacji w Sejmie doprowadzi do przecieków. Poza tym chodzi o informacje ściśle tajne, do których większość posłów nie ma dostępu. Ćwiąkalski jednak uspokajał, że jest karnistą i wie, "na czym polega tajemnica państwowa, i jaka wiąże się z tym odpowiedzialność".