Marszałek nie kryje oburzenia faktem, że zapis obrad wyciekł do dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Zapewnia przy tym, że to nie Kancelaria Sejmu ponosi za to winę. "Sejmowy stenogram miał powstać dopiero w poniedziałek" - tłumaczy Bronisław Komorowski.

Reklama

Skąd w takim razie media mają dokładny zapis tajnych obrad? Zdaniem marszałka ktoś najpewniej wniósł dyktafon na salę posiedzeń. Jest to tym bardziej oburzające, że posłowie dostali wyraźny zakaz używania sprzętu rejestrującego dźwięk, a nawet telefonów komórkowych.

"Mamy do czynienia z podwójnym według mnie nadużyciem, delikatnie mówiąc: po pierwsze nagraniem przez kogoś na sali sejmowej posiedzenia utajnionego, a po drugie nadaniem mu w sposób nieuprawniony charakteru stenogramu" - stwierdził Komorowski.

Kancelaria Sejmu zapewnia, że przekaże sprawę przecieku prokuraturze.