Premier po spotkaniu z prezydentem był optymistą. Zapewniał, że jest wola porozumienia. Jednak samego porozumienia nie ma. Potrzeba czasu. "Prezydent potrzebuje jeszcze kilkudziesięciu godzin, by przekonać polityków PiS do jakiegoś wariantu umożliwiającego przegłosowanie traktatu" - tłumaczył Tusk.
Szef rządu zapewniał, że w jednym on i prezydent są zgodni - trzeba zrobić wszystko, by uniknąć referendum.
Prezydent: Wierzę w kompromis
Dobrej myśli jest także prezydent. Lech Kaczyński przyznał, że jest postęp w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Podkreślił też, że on sam wierzy w kompromis w tej kwestii. Kiedy uda się go osiągnąć? "Jestem przekonany, że w krótkim czasie" - potwierdził Lech Kaczyński.
Premier: Jeszcze tu podrepczę
Posłowie najbardziej chyba czekali na decyzję prezydenta w sprawie dalszych losów jego projektu ustawy ratyfikującej traktat. Premier przyznał tylko, że przywiózł ze sobą ekspertyzy prawne. Jak mówi się, miażdżące dla prezydenckiej wersji dokumentu. Tusk po komentarz w tej sprawie odesłał do Pałacu Prezydenckiego. Sam przyznał tylko: "Odniosłem wrażenie, że prezydent jest gotów rozmawiać o modyfikacji albo szukaniu innego rozwiązania".
Wniosek jest jeden - na głosowanie w sprawie traktatu jeszcze poczekamy. "Ja tu jeszcze pewnie nieraz podrepczę do pana prezydenta i będzie dobrze" - przyznał Tusk. I zapowiedział, że będzie przekonywał polityków PiS i samego Lecha Kaczyńskiego tak długo, jak będzie trzeba. Szef rządu nie wykluczył, że jeszcze w sobotę będzie rozmawiał z prezydentem telefonicznie.
A jak miałby wyglądać kompromis? Mogłaby to być sejmowa uchwała, gdzie mogłyby się znaleźć "wszystkie uwagi, wątpliwości czy deklaracje" dotyczące traktatu. Tusk podkreślił, że właśnie o tym rozmawiał z prezydentem, i właśnie o tym dyskutują w Sejmie politycy PO i PiS.
Posłowie wstrzymali oddech
Na tę rozmowę czekał cały Sejm. Między innymi z powodu spotkania Tuska z Kaczyńskim przesunięto na wieczór posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych i do spraw Unii Europejskiej.
Posłowie mają bowiem dyskutować o prezydenckim projekcie ratyfikacji traktatu lizbońskiego. "Można sobie wyobrazić, że prezydent, jeżeli zapozna się z tymi argumentami prawników, może na przykład podjąć potencjalnie decyzję o wycofaniu swojego projektu" - zastanawiał się poseł PO, Krzysztof Lisek. Przekonywał, że w takim wypadku dyskusja o projekcie nie ma sensu. Ale na wycofanie dokumentu się nie zanosi.
Kto kogo przekona
Całe zamieszanie dotyczy specjalnych zabezpieczeń traktatu, których chce PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego obawia się, że rząd Tuska będzie chciał rezygnować z korzystnych dla Polski zapisów. W tym tonie wypowiada się także prezydent. PO jest przeciw. Tłumaczy, że takie zapisy są niezgodne z konstytucją.
Od tego, kto ostatecznie kogo do czego przekona - czy premier prezydenta, czy odwrotnie - zależy być może, kiedy nad projektem ustawy ratyfikacyjnej będą głosować posłowie. Zdaniem marszałka Sejmu, potrzeba jeszcze trochę czasu na przestudiowanie wszystkich ekspertyz. Dlatego nie ma szans na głosowanie już w najbliższy wtorek. Ale tego chciałby premier Donald Tusk.
Optymistą jest natomiast prezes PiS. Jarosław Kaczyński uważa, że posłowie mogą głosować jeszcze w czasie tego posiedzenia Sejmu. Czyli w tym tygodniu.