Ta perspektywa nie wszystkich jednak cieszy. Wczoraj mobilizować się zaczęła grupa przeciwników traktatu w partii Jarosława Kaczyńskiego.

"Takie sprawy powinny być rozstrzygane przez wszystkich, a nie w kuluarach. Będę działał na rzecz referendum" - zapowiedział wczoraj popołudniu w rozmowie z DZIENNIKIEM Antoni Macierewicz. Nie bez powodu te słowa padają tuż przed dziesiejszym spotkaniem, które jest owocem dobrej czwartkowej rozmowy Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem. Prezydent miał przedwczoraj poprosić premiera o trochę czasu na przekonanie PiS i zaprosił go właśnie do swojego nadmorskiego ośrodka na wypracowanie kompromisu. "Chciałbym, żebyśmy mogli porozmawiać w cztery oczy" - miał zastrzec Tusk.

Reklama

Wczoraj kancelarie ostatecznie potwierdziły spotkanie. Tusk późnym wieczorem miał lądować w Warszawie z Kijowa, gdzie był z wizytą, by następnie przesiąść się do rejsowego samolotu do Gdańska. I stamtąd wyruszyć już samochodem do Juraty na 14.30. Ile potrwa spotkanie? Na to pytanie nikt wczoraj nie był w stanie odpowiedzieć. Niewykluczone też - jak zastrzegają współpracownicy głowy państwa - że skończy się znów na zapowiedzi kolejnego spotkania. Obie strony mają zasiąść do rozmów bez żadnych wstępnych wersji kompromisu.

"Na samo spotkanie nic nie przygotowujemy. Pan prezydent doskonale zna wszystkie możliwości" - mówi jeden z prezydenckich urzędników. W Kancelarii Prezydenta rozważane są różne możliwości zagwarantowania, że bez zgody prezydenta i parlamentu rząd nie wycofa się z mechanizmu z Joaniny i protokołu brytyjskiego do Karty praw podstawowych, czego domaga się PiS. Brana pod uwagę jest zarówno nowelizacja konstytucji, jak i powstanie zupełnie nowej ustawy odnoszącej się do tych kwestii. "Szanse porozumienia są na 80 proc." - ocenia jeden z uczestników czwartkowego spotkania w pałacu.

Reklama

"My czekamy na relację prezydenta z misji przekonania swojego brata. I tyle" - zapowiada twardo z kolei jeden ze współpracowników Tuska. W tym duchu wczoraj Platforma utwardzała swoje stanowisko: rządowa ustawa ratyfikacyjna, a gwarancje, których chce PiS - do odrębnej uchwały. Klub PO przerwał prace nad ustawą o stosunkach między rządem a parlamentem w sprawach unijnych, gdzie mógł być zapisany ewentualny kompromis. Szef komisji spraw zagranicznych Krzysztof Lisek z PO wycofał się ze zgody na powstanie podkomisji ds. ustawy ratyfikacyjnej, która miała rozmawiać o możliwym kompromisie.

Posłowie PiS, którzy na kompromis czekają jak na zbawienie, pocieszają się jednak. "Komorowski i Chlebowski są takimi jastrzębiami i jątrzą. Ale to Tusk będzie musiał za granicą się tłumaczyć, dlaczego mimo większości w Sejmie nie jest w stanie doprowadzić do traktatu. On więc chce kompromisu, i to najważniejsze" - mówi jeden z posłów PiS. W partii przeważa strach przed perspektywą referendum, jaką cały czas straszy Platforma. Na wczorajszym posiedzeniu klubu PiS w warszawskim Wawrze głosy były jednak różne. Byli i tacy, jak wicemarszałek Krzysztof Putra, którzy wzywali: musimy twardo stać przy swoim.