"Tu się zderza idealizm polityczny i realizm. Przyjąłem z szacunkiem decyzję premiera Tuska, ale uważam, że została podjęta za wcześnie" - mówi dla dziennika.pl poseł LiD Tadeusz Iwiński. "Ja lubię szachowe powiedzenia: groźba jest silniejsza od ruchu. Stanowisko premiera świadczy o małym doświadczeniu w polityce zagranicznej tej ekipy" - przekonuje poseł i doktor habilitowany w zakresie stosunków międzynarodowych.
Zdaniem Iwińskiego, ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej zebrali się wczoraj pod Ljublaną, właśnie po to, by uzgodnić wspólną odpowiedź na wydarzenia w Tybecie. Wypowiedzi Donalda Tuska czy prezydenta Czech Vaclava Havla nie służą umacnianiu wspólnej polityki bezpieczeństwa Unii.
"Byłoby błędem składać na ołtarzu jakichś interesów politycznych piękną ideę i wysiłek sportowców" - zauważa Iwiński. A igrzyska nie tylko powinny się odbyć, ale i decyzja o ich organizacji w Chinach była - zdaniem posła - słuszna. "Chiny przechodzą proces kolosalnych reform, które mają wpływ na losy całej ludzkości" - przekonuje. I dodaje, że igrzyska popchną te reformy w kierunku demokratyzacji i poszanowania praw człowieka.
Dziennik.pl: Okupacja Tybetu nie kłóci się z tą demokratyzacją?
Tadeusz Iwiński: Jaka okupacja! Przecież żadne państwo na świecie nie jest przeciwko oczywistości, że Tybet jest częścią Chin. Jestem posłem z Warmii i Mazur. Gdy słyszę o okupacji Tybetu przez Chiny, to jak bym słuchał skrajnych środowisk niemieckich mówiących, że Polska okupuje Mazury i Dolny Śląsk!
Gdy Niemcy zajęli Polskę nikt nie miał wątpliwości, że to okupacja
Ale Panie, nawet Dalajlama nie opowiada się za niepodległością! Ci którzy się najbardziej zdecydowanie w tej sprawie wypowiadają, mają dość ograniczoną wiedzę. Przez trzysta lat w Tybecie była struktura teokratyczna. 600 tysięcy mnichów sprawowało bardzo antydemokratyczną władzę nad pozostałą częścią społeczeństwa. Była to feudalna struktura. Ja nie popieram metod które stosują Chińczycy.
Czyli jakiś problem jest...
Nieźle znam te problemy. W ciągu ostatnich 28 lat byłem wielokrotnie w Chinach, znam Tybet, spotykałem się dwukrotnie z Dalajlamą. Na temat relacji tybetańsko-chińskich zaszło u nas pełne nieporozumienie.
I kto Pana zdaniem ma rację?
Obie strony użyły siły. Rozumiem desperację Dalajlamy, bo cała jego filozofia buddyjska w wersji lamajskiej opiera się na mechaniźmie "biernego oporu". To, że zastosowano przemoc, na co pojawiła się brutalna odpowiedź ze strony państwa chińskiego - to jest porażka tej filozofii. Ale nie chcę stawać po żadnej ze stron.
Wolny Tybet to tylko slogan?
Nie wierzę w ideę wolnego, niepodległego Tybetu. Chiny mają dwa problemy: Tajwan i Tybet. To jest jedno państwo. Choć utrzymuje się jeszcze kilkadziesiąt państw które uznają Tajwan, to przecież nikt nie uznaje niepodległego Tybetu. Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby udało się wynegocjować autonomię dla Tybetu taką, jaką ma Makau czy Hong-Kong. Autonomia, ale jedno państwo chińskie.