Kilku ministrów ma pecha. Zamiast majówki, mają spowiedź u premiera z wydatków swoich resortów. Donald Tusk szuka oszczędności, bo obiecał podwyżki. Na dywaniku już byli: szefowie MON, MSZ i kancelarii premiera. Dziś kolej na ministrów rozwoju regionalnego i sprawiedliwości. Szef rządu rozmawiał już z minister Elżbietą Bieńkowską, a na godz. 16.00 ma zaplanowane spotkanie ze Zbigniewem Ćwiąkalskim.
"Szukamy wydatków zbędnych, wydatków na władzę. Musimy umieć lepiej wydawać publiczne pieniądze" - podkreślał Donald Tusk w trakcie spotkania z minister rozwoju regionalnego.
Tusk zabiera się za prace nad budżetem wyjątkowo wcześnie i w sposób do tej pory przez premierów niepraktykowany. Zwykle bowiem przymiarki do budżetu zaczynają się w październiku, a rachunkami zajmują się dyrektorzy finansowi poszczególnych ministerstw. Tusk chce, by szczegółową wiedzę, łącznie z propozycjami możliwości cięć przedstawili mu sami ministrowie. Dlaczego akurat w weekend majowy?
"To są spotkania robocze nie na godzinę. Chodziło o to, by nie było presji codziennych zajęć" - tłumaczyła DZIENNIKOWI rzeczniczka rządu Agnieszka Liszka. I tak na każde spotkanie Tusk zaplanował 2 - 3 godz. We wszystkich ma uczestniczyć minister finansów Jacek Rostowski i wicepremierzy Grzegorz Schetyna i Waldemar Pawlak. Liszka zastrzega, że spotkania nie mają nic wspólnego ze zbliżającą się rekonstrukcją rządu w sierpniu. Pracownicy ministerstw, z którymi rozmawiał DZIENNIK, śmieją się jednak, że dla ich ministrów to nie będą łatwe rozmowy.
"Współczuję. Prawda jest taka, że ministrowie zwykle nie mają wiedzy na temat szczegółowych przepływów finansowych resortów. Są tacy, którzy w ogóle nie zaglądają do budżetów" - mówi jeden z nich. Według rzeczniczki rządu wybór, kogo zaprosić w pierwszej kolejności, jest przypadkowy. W powszechnej opinii jednak to właśnie MON i MSZ są resortami, gdzie można najwięcej zaoszczędzić.
"Zaoszczędzić się u nas da. Jest już plan likwidacji 16 placówek dyplomatycznych" - przyznaje rzecznik MSZ Piotr Paszkowski. Zaraz jednak zastrzega: "Dofinansowania potrzebują jednocześnie inne placówki, potrzebne są nowe". Przed spotkaniem z premierem wszyscy więc zarzekali się, że ich resorty są najbiedniejsze.
"W MON jest kasa do wyrwania bo tam są 2 mld zaplanowane na inwestycje i niewykorzystane" - podpowiada jedna osoba z rządu, rzecz jasna nie z resortu obrony. Sam Tusk już wcześniej zapowiedział, że minister, który nie będzie współpracował na rzecz oszczędności narazi się na żółtą kartką. Oficjalnie więc wszyscy chęć współpracy meldują.
"Przy okazji tego budżetu obcięliśmy 8 mln zł. Wciąż jest jeszcze pole do racjonalizacji zadań, a dzięki temu oszczędności" - mówi szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. Z kolei szef dyplomacji Radek Sikorski zachwalał swojego szefa za wprowadzenia zwyczaju, w ramach którego to każdy minister osobiście musi obronić swój budżet. "Każdy minister musi pokazać, że tak panuje nad materią swojego resortu, że jest w stanie uzasadnić wydawanie pieniędzy podatnika" - mówił Sikorski.