Chodzi o artykuły "Dziwna kariera szefa tajnych służb" i "Trudno zostać żoną Cezara", opublikowane w sobotnim wydaniu DZIENNIKA. Można w nich przeczytać, że Bondaryk - od lat związany z biznesowym imperium Zygmunta Solorza - dzisiaj ma je kontrolować.

Reklama

Gazeta przypomina sprawy związane z Solorzem, które prowadzi ABW i śledzi ich losy. Publicyści zastanawiają się także, kto wpadł na pomysł, by zabrać Bondaryka ze świata biznesu, "ale wszystkie ścieżki prowadzą do Grzegorza Schetyny". Przypominają też, że Bondaryk miał protektora - Wojciecha Brochwicza.

"Na czele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego stał się jedną z najpotężniejszych osób w kraju, mówi się nawet, że jest drugi po wicepremierze Grzegorzu Schetynie. Ale w kategorii: kontrowersyjna postać tego rządu Bondaryk zajmuje już pierwsze miejsce" - pisze DZIENNIK.

Według samego Bondaryka, artykuł powiela nieprawdziwe, wielokrotnie dementowane przez niego informacje prasowe. "Publikacja DZIENNIKA jednoznacznie wskazuje, iż jej autorzy, prawdopodobnie nieświadomie, pod wpływem swoich anonimowych informatorów, podjęli między innymi próbę zdezorientowania czytelników w sprawie nieprawidłowości stwierdzonych w trakcie kontroli wewnętrznej przeprowadzonej w ABW. W związku z ustaleniami kontroli Agencja skierowała do prokuratury kilka zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa" - napisał Bondaryk w komunikacie.

"Ci, którzy są inspiratorami tego i podobnych tekstów, usiłują zmanipulować opinię publiczną w taki sposób, by nielegalne działania prowadzone w ABW w latach 2006-2007 przedstawić jako heroiczną walkę z rzekomym <Układem>" - ocenił Bondaryk.

"Jednym z powtarzanych uporczywie kłamstw jest mój rzekomy udział w sabotowaniu prowadzonych przez prokuraturę śledztw dotyczących nieprawidłowości przy prywatyzacji niektórych przedsiębiorstw. Czynności śledcze ABW nie są hamowane. Toczą się pod nadzorem prokuratury, w trybie określonym przez Kodeks postępowania karnego" - zapewnił szef ABW.