>>>Sprawdź, o której ABW wali w drzwi

DZIENNIKOWI udało się ustalić dokładny przebieg zdarzenia. Wszystko rozpoczęło się rankiem w ubiegłą środę, gdy do kraju próbował wjechać oskarżany o przemyt papierosów Wojciech B. W komputerowym systemie widniał jako osoba poszukiwana przez delegaturę ABW w Zielonej Górze. Jeszcze na przejściu służba graniczna założyła mu kajdanki i zgodnie z procedurami przekazała agentom ABW.

Reklama

>>>Przeczytaj, dlaczego ABW zatrudnia niezdolnych do wojska

"Natychmiast skontaktowaliśmy się z nimi. Na przejściu pojawili się już po upływie kilkudziesięciu minut. Musieli czekać gdzieś w pobliskim hotelu" - mówi oficer warmińsko-mazurskiej straży granicznej. "Wojciech B. poszukiwany był w związku z dużą sprawą dotyczącą przemytu papierosów. Znikł z kraju, nim postawiliśmy mu zarzuty. Stąd zdecydowaliśmy o wydaniu listu gończego" - powiedział nam rzecznik zielonogórskiej prokuratury Kazimierz Rubaszewski.

Reklama

Akcja ABW u Barbary Blidy
Do tego momentu sprawy toczyły się zgodnie z procedurami. Wymknęły się spod kontroli, gdy tylko do akcji wkroczyła ABW. Według naszych informacji mężczyzna przyznał się, że i tym razem przemyca papierosy. Wytłumaczył, że ma je przemyślnie ukryte w swoim aucie. Zaproponował, że sam wskaże schowki. Pilnujący go agenci zgodzili się i rozpięli kajdanki. "Mężczyzna wszedł do auta i rzeczywiście wskazał kryjówki, w których miał kilkaset paczek papierosów. Gdy wysiadł z samochodu miał jednak w rękach nóż. Zadał sobie cios w szyję, nim ktokolwiek zdążył zareagować" - relacjonuje oficer straży granicznej.

>>>Przeczytaj, czy ABW miała prawo podsłuchiwać

Chwilę później krwawiącego przemytnika ratowali agenci i celnicy. Gdy na miejscu pojawiła się karetka, lekarze zdecydowali o zabraniu mężczyzny do szpitala. Tam stwierdzono, że przeżył tylko dlatego, że minimalnie chybił. Gdyby nóż wbił się pół centymetra dalej, mógłby przeciąć tętnicę. "Prowadzimy postępowanie, które wyjaśni wszystkie szczegóły tego wydarzenia" - przyznała nam rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska. Swoje śledztwo prowadzi również Prokuratura Rejonowa w Bartoszycach.

Reklama

Wielu naszych rozmówców w służbach policyjnych mówi jednak, że z profesjonalnego punktu widzenia werdykt może być tylko jeden: Agencja po raz kolejny dopuściła do rażącego zaniedbania, które o mało co nie zakończyło się samobójstwem zatrzymanego. Część ludzi, z którymi rozmawialiśmy, oskarża wręcz funkcjonariuszy, że nie wyciągnęli lekcji z błędów popełnionych przy zatrzymaniu byłej SLD-owskiej minister Barbary Blidy.

>>>Przeczytaj, jakie błędy popełniło ABW w sprawie Barbary Blidy

"To niemal identyczna sytuacja. W przypadku byłej minister agenci nie sprawdzili łazienki, gdzie trzymała broń. Teraz nie sprawdzili samochodu. Już nie mówiąc o tym, co by było, gdyby zamiast noża miał broń automatyczną, to zabiłby kilka osób" - uważa doświadczony oficer policji. Błędy wynikają z niewielkiej praktyki agentów. "Policja dziennie zatrzymuje sto, dwieście a nawet więcej osób. To tyle, ile ABW w ciągu całego roku. Oni po prostu nie mają doświadczenia, stąd błędy" - twierdzi oficer.